niedziela, 15 lutego 2015

Akashi w Krainie Czarów cz. 1

Stwierdziłam, że muszę w końcu napisać coś naprawdę długiegooo, żeby móc się rozpisać, bo jak okropnie brakowało mi długich opisów przy tych miniaturkach! I tym sposobem powstało... to. Jest to tak niedorzeczne, jak tylko mogłoby być... więc mam nadzieję że wam się spodoba!
Tak na marginesie... zamiast odpisywać na wszystkie komentarze z osobna (których jak zauważyłam jest coraz więcej), podziękuję wam tutaj za miłe słowa i podświadome dawanie mi motywacji do pisania! Więc dziękuję! :)

Akashi w Krainie Czarów cz. 1
Opowiadanie
Paring: -

Uwaga! Nie ponoszę odpowiedzialności za ewentualne straty moralne i urazy psychiczne wynikające z czytania i rozsyłania niżej opublikowanego tekstu.


   Kapitan pokolenia Cudów obserwował wyjątkowo nudny trening swojej drużyny z bezpiecznej odległości. To znaczy z takiej gdzie piłka rzuconą ze wściekłością przez Aomine, z zamiarem trafienia go w głowę, nie doleci do jego głowy. Jedynie leniwie odbijając się od parkietu dotarła do Akashiego. Wtedy ten z szerokim uśmiechem odrzucił im piłkę, która ominęła głowę Aomine zaledwie o kilka milimetrów.
   Jednak minęło już ponad dziesięć minut, a jeszcze żadna piłka nie wpadła w ręce czerwonowłosego. A mecz po prostu zaczynał go nudzić.
   Podanie. Podanie. Podanie. Rzut za trzy punkty przez Midorimę. Przejęcie piłki przez Murasakibarę. Podanie. Podanie. Podanie. Rzut za trzy punkty. Przejęcie piłki... I tak bez końca.
   Nie ma się więc co dziwić, że głowa Akashiego z czasem zaczęła opadać, a oczy same się zamykały. I z pewnością by się zamknęły gdyby nie Kagami, który w stroju różowego króliczka przebiegł, a raczej przehopsał, przez boisko co chwilę zerkając na zegarek i krzycząc:
   - Skrzyczy mnie królowa! Jak późno, późno już! Co to tchu, co tchu! Zapomniałem o ważnym dniu!
   Akashi wytrzeszczył oczy, miał ochotę się śmiać, ale wyglądał na zbyt zaszokowanego.Zerknął na zegarek trzymany przez Kagamiego. Wskazówki kręciły się we wszystkie strony, nie pokazując konkretnej godziny. Więc jakim cudem chłopak mógł być spóźniony? Chciał go o to spytać, ale w tej samej chwili Kagami wybiegł z hali, a Akashi krzycząc: Czekaj!, razem za nim.
   - Już tchu mi brak, więc papapa! Spóźniłem się i tak! - krzyczał nie zamierzając się zatrzymać.
   Ciepły wiosenny wiatr rozwiewał włosy Akashiego tak, że ten na chwilę stracił orientację w terenie. Z przerażeniem rozglądał się na wszystkie strony poszukując Puchatego Różowego Królika, to znaczy Kagamiego. Gdy go odnalazł, rzucił się właśnie w stronę szklanej wystawy jednego ze sklepów. Akashi zamknął oczy przygotowując się na trzask tłuczonego szkła, ale on nigdy nie nastąpił.
   Pomyślał, że tak właśnie w bajkach bywa. Robisz coś absurdalnego, ale nie ponosisz konsekwencji. Więc co mu szkodziło? Także spróbował skoczyć w szklaną wystawę. Ale jakże był głupi. Jedyne czego dokonał to obrócił szybę w drobny mak, nabijając sobie przy tym sporego guza na głowie. I włączył alarm.
   Nie minęło nawet pięć minut gdy biegł ulicą ścigany przez sporą grupę policjantów.
   To absurd! - krzyczał w myślach sam na siebie.
   Oczywiście idioto. Zachciało ci się figli z różowym króliczkiem. Idiota!
   Obejrzał się za siebie. Grupa policjantów już go nie goniła, zastąpiło ich stado babeczek z lukrową polewą. Akashi już wyobrażał sobie swój własny nagrobek...

          Seijuro Akashi,
          zginął z rąk babeczek z lukrową polewą, o ile babeczki w ogóle mają ręce. Równie dobrze 
          mogły go zabić inne części ich ciała, o ile w ogóle mają inne części. Mniejsza o to, przecież 
          mogły po prostu na nim usiąść. Nieważne, z pewnością był to najurokliwszy rodzaj śmierci...


Nie dla Akashiego.
Który od dziecka nienawidził babeczek.
Ha ha ha!

   Wtedy jednak zdał sobie sprawę z tego, że opis jest trochę przydługi i że nie warto tracić ostatnich chwil swojego życia na układanie własnego nekrologu. A do tego tak długi opis nigdy raczej nie pojawi się na jego nagrobku... Chyba, że jeden z jego dobrodusznych przyjaciół postanowił dać księdzu łapówkę. Tak to było naprawdę prawdopodobne. 
   Jednak gdy chciał już dzwonić do domu pogrzebowego, żeby zamówić piękną mahoniową trumnę, babeczki zniknęły, a on sam zaczął spadać. Może jednak trumna się przyda... Spadał do góry. Do góry. A może do dołu tyle, że głową do dołu? Albo rzeczywiście do góry głową do dołu? Choć równie prawdopodobne było to, że spadał do góry głową do...
   Z impetem zderzył się z ziemią, nie dane było mu dokończyć swojego rozbudowanego konfliktu wewnętrznego. Jednak wszystko się wyjaśniło: spadał do dołu głową do góry. Banalne i mało interesujące. Żadne jego dziecko pewnie nie będzie chciało słuchać o tym, jak goniony przez babeczki z lukrową polewą nagle zaczął spadać do dołu głową do góry.
   Z głośnym westchnieniem dźwignął się na nogi. Był w klatce. W takiej prawdziwej klatce. Z pewnością miała licencje na bycie klatką. Miał na sobie obcisłe, skórzane spodnie.
   Bardzo obcisłe.
   Bardzo skórzane.
   I białą, flanelową koszulę z dużym dekoltem. Jego twarz oblała się rumieńcem gdy dostrzegł Aomine... A może raczej Szalonego Kapelusznika? Miał na sobie różnokolorowy żakiet z ogromną ilością łatek i szwów. Rękawiczki, na których dziura zakrywała kolejną dziurę. Wytarte spodnie i przekrzywiony kapelusz. Włosy miał potargane, a na twarzy szalony uśmiech.
   - Aomine! - krzyknął Akashi. - Masz trzy sekundy, żeby wyjaśnić mi co tu się dzieje! I kolejne trzy, żeby mnie wypuścić!
   Aomine zbliżył się do klatki i pogroził chłopakowi palcem.
   - O nie, nie, nie - mruknął uwodzicielskim głosem. - Nigdzie cię stąd nie wypuszczę, kochasiu. - Zachichotał jak mała dziewczynka. - Teraz jesteś moim więźniem!
   - Więźniem?
   - Tak! Jesteś moim więźniem romansu! - wykrzyknął z entuzjazmem. - Podoba ci się twoje nowe ubranie? - spytał nie zamierzając czekać na odpowiedź. - Teraz robię dla ciebie naszyjnik.
   - Na... Naszyjnik? - spytał Akashi zdławionym głosem.
   - Yhym. Taki jak na Hawajach! Z kwiatów.
   Akashi jedynie pokiwał głową, z każdą chwilą coraz bardziej przypominając białe ściany pomieszczenia. A Aomine teatralnym gestem sięgnął do rękawa i niczym praktykujący magik, trochę niezdarnie, wyciągnął z niego różowy, koronkowy stanik.
   - Patrz! - wykrzyknął zadowolony z siebie. - Mam twój stanik!
   - Aomine... Jestem facetem... Nie noszę staników... - jęknął zażenowany Akashi.
   - Och - jęknął chłopak jakby naprawdę tego nie wiedział. - To czyj ja mam stanik?! - wykrzyknął przerażony.
   - Mój! - odezwał się piskliwy głosik.
   Gdy Akashi rozglądał się chaotycznie w poszukiwaniu osoby, do której należał zarówno stanik, jak i głos, przed klatką, w której się znajdował pojawił się ogromny biały dzbanuszek z kwiatuszkami po bokach i przykrywką, która powoli zaczęła się podnosić, a spod niej wyjrzała różowa czupryna.
   - Momoi! - krzyknął Aomine jednym sprawnym ruchem znajdując się na dzbanku i siadając na przykrywce, by dziewczyna nie mogła się wydostać. - Mam gościa! Siedź cicho!
   - Ale mój stanik! - niemal załkała.
   - Och, nie przesadzaj - zbył ją Aomine. - Oboje wiemy, że bez niego ci lepiej...
   - Wiem... Ale tu jest zimno...
   - Na Królową Kier... - mruknął pod nosem. - Zaraz cię ogrzeję! - obiecał Momoi i zerknął na Akashego puszczając do niego oczko. - Baw się dobrze, skarbie!
    I pstrykając palcami, zniknął, zostawiając Akashiego sam na sam z jego chorą wyobraźnią i nieźle poranioną psychiką. Czerwonowłosy z trudem przełknął ślinę.
   Wtedy w klatce pojawiły się drzwi. A za nimi kolejne. I jeszcze jedne. A potem Akashi przestał już liczyć, lecz ledwo się w tych drzwiach zmieścił! Niemal przeczołgał się w nich, a mimo to i tak zaczepił głową o ich górną futrynę!
   Rozcierając guza, którego sobie nabił znalazł się w ogromnej, przedziwnej sali. Całej w kratkę. Była tu pomarańczowo-żółta kratka tworząca podłogę i czerwona kratka tworząca sufit. A! I jeszcze takie trzy; fioletowa, zielona i niebieska, tworzące ściany. A naprzeciw drzwi, którymi wszedł były kolejne drzwi. Dużo mniejsze i... z oczami, z nosem i ustami! Te to z pewnością nie posiadały licencji bycia drzwiami. Akashi jednak zanim zdążył się zorientować, że klamka drzwi to w rzeczywistości ich nos... Pociągnął drzwi za nos!
   - Nooo! - krzyknęły drzwi i ugryzły Akashiego w rękę, a chłopak zabrał ją szybko jęcząc bardziej z zaskoczenia niż z bólu.
   - Ugryzłeś mnie! - zarzucił... drzwiom.
   - Bo za mocno pociągnąłeś! - oburzyły się drzwi. - Masz chłopaka? - spytały nagle.
   - Nie... - odparł Akashi zaskoczony poziomem beznadziejności tego pytania.
   - Nie dziwię się. Skoro tak mocno ciągniesz.
   - Wcale nie ciągnę mocno! Potrafię być delikatny! - warknął. - A ty gryziesz! Nikt nie chciałby być z gryzącym psychopatą.
   - Nikt nie chciałby być z drzwiami, idioto. Seks z drzwiami jest trochę problemowy. A ściślej mówiąc: niemożliwy. Widzisz jakieś otwory? - Mruknął zirytowany po czym jedynie pokręcił nosem. - Ładny nos, co?
   - Tak, ale...
   - Nigdy nie widziałeś takiego nosa, co?
   - Nie, ale...
   - Najlepszy nos na dzielnicy...
   - Proszę pana! - zirytował się Akashi nie wiedząc jak w inny sposób mógłby zwrócić się do drzwi. - Szukam Różowego Królika, czy mógłby pan...
   I nachylił się do dziurki od klucza, to znaczy do ust drzwi i wyjrzał przez nią. Niemal od razu zobaczył Różowego Królika tańczącego w kółeczku z innymi surrealistycznymi stworzeniami.
   - O! O! Jest! - wykrzyknął Akashi i pomimo swoich kolosalnych rozmiarów próbował się przecisnąć przez dziurkę od klucza.
   - Nie! Nie! Nie! - zaprotestowały natychmiast drzwi. - Jesteś o wiele za duży! Nie możesz się tam zmieścić!
   - Ale Różowy Królik! - nie odpuszczał Akashi.
   - Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc - odparły drzwi bez ani krzty smutku i zamknęły oczy. teraz przypominały najzwyczajniejsze drewniane drzwi ze złotą klamką.
   Akashi jedynie prychnął. Różowy Królik przepadł na zawsze. nawet nie wiedział czemu mu tak zależało na jego spotkaniu, a jednak zależało. Fala bezsilności zalała go tak gwałtownie, że aż musiał się oprzeć o najbliższą ścianę. Tą fioletową.
   - Mazgaju - mruknęły drzwi uchylając jedno oko. - Są najrozmaitsze sposoby - stwierdziły. - Weź butelkę, która stoi na stole.
   I zanim Akashi zdążył powiedzieć, że przecież pomieszczenie jest całkowicie puste, że nie ma żadnej butelki, a tym bardziej stołu, drzwi znowu przeszły w stan spoczynku. Czerwonowłosy obrzucił je jedynie gardzącym spojrzeniem.
   - Szaleniec - bąknął pod nosem.
   - Słyszałem - rozległ się głos pomimo, że drzwi się nie poruszyły. I niemal w tym samym momencie w stronę Akashiego zaczął lecieć ogromny stół, chłopak szybko padł na ziemię, ale stół nie odpuszczał. Zatoczył nad nim jeszcze kilka kręgów i spoczął na jego palcach. Zanim Akashi zdążył jęknąć z bólu na głowę spadła mu butelka. Odbiła się od niej i wylądowała na stole.
   Cały obolały Akashi wstał. Miał serdecznie dość tej krainy szaleńców, psychopatów i zabójczych mebli ogrodowych. na wszelki wypadek rozejrzał się dookoła. Na szczęście nic więcej nie szybowało w jego stronę. Kto wie, może kraina czytała w myślach i już wysyłała kolejny przedmiot zagłady na Akashiego.
   Chłopak sięgnął po butelkę. Był przygotowany na to, że i ona ma oczy, nos i usta, oraz nie ma licencji na bycie butelką. Ale tu go zaskoczyła. To była zwykła butelka. Do tego na etykiecie miała napis: Licencjonowana butelka, nie planuję zamachu na twoje marne życie. Akashi jedynie prychnął i odkręcił ją. Od razu uderzył go silny zapach lawendy. Od razu skojarzyło mu się to z mydłem. Czyżby miał wypić mydło? Niedorzeczne.
   Zerknął poprzez ramię na drzwi jakby spodziewał się dalszych wskazówek, ale one jedynie chrapały trzęsąc przy tym długim nosem, tak, że Akashi już wiedział że seks z drzwiami jednak jest możliwy. Pomimo to nie zamierzał próbować.
   - Co mam do stracenia... - mruknął i przechylił butelkę. Słodki płyn spłynął mu go gardła, a potem do żołądka. Musiał przyznać, że był ohydny. Czyli z pewnością był to tutejszy przysmak. Dopiero wtedy zauważył ostrzeżenie napisane drobnym druczkiem. Nie pij mnie. - No nie! - krzyknął oburzony. - Takie ostrzeżenia powinny być pisane ogromnymi literami! Kolosalnymi! Żeby przypadkiem jakiś idiota, którego wcześniej uwięził Szalony Kapelusznik, a potem męczyły do nadzwyczaj rozmowne drzwi!
   Z czasem jak mówił jego głos stawał się coraz cieńszy. Coraz bardziej brzmiał jak dziewczyna. I pomimo, że odchrząknął parę razy, nic to nie pomagało. Brzmiał jak dziewczyna. Dziewczyna z bardzo seksownym głosem do tego.
   Wtedy poczuł się inaczej. Pochylił się lekko do przodu jakby nagle coś mu zaczęło ciążyć... Spojrzał w dół... I był już w stu procentach pewien, że coś mu zaczęło ciążyć. Aomine to idiota, ale jeśli kiedykolwiek jeszcze powie mu, że ma jego stanik to nie będzie protestował. Przyjmie go. Zaszyje się w domu i nie będzie pił żadnych podejrzanych płynów. Bo bycie dziewczyną, z niemałymi cyckami wcale nie było łatwe. Do tego długie rude włosy, które plątały się na wszystkie strony.
   Od dzisiaj Akashi poczuł wstręt do cycków, jak i długich włosów.
   Miał ochotę krzyczeć. Krzyczeć, że ma dość tej cholernej gry. Tych cholernych cycków. I tego cholernego deszczu który nagle zaczął cholernie padać z nie wiadomo skąd. Sufit był szczelny bardzo szczelny. A mimo to padało. Nigdy nie myśl, że gorzej już być nie może. Zawsze może zacząć padać. Tylko co jeśli... Już zacznie padać.
   - Wtedy zjedz ciasteczko - odezwał się głos. Głos drzwi, które wciąż smacznie chrapały gdy zalewał je siarczysty deszcz.
   I tym razem Akashi już wiedział (a może wiedziała?) co go czeka. Rozglądał się za ciasteczkami lecącymi w jego stronę. I nie mylił się. spore metalowe pudełko wpadło mu prosto w ręce, zderzając się przy tym z jego kaloryferem... ups, to znaczy z jego biustem. Otworzył pudełko. Znajdowały się w nim kolorowe, ozdobione lukrem ciasteczka. Wszystkie przypominające męskie genitalia, stwierdził w myślach z niesmakiem.
   Rozejrzał się dookoła poszukując kamer, za pomocą których ludzie mogli go obserwować i śmiać się z jego absurdalnych wyborów. Jednak takowych nie znalazł, a wody było coraz więcej. Sięgała mu już do pasa, a deszcz nie przestawał padać. Więc przełknął swoją dumę razem z chujowym (dosłownie) ciasteczkiem.
   Smakowało jak kupa. I do tego nie powodowały niczego pożytecznego. Wciąż był dziewczyną. Wciąż miał cycki. Wciąż padał deszcz. I wciąż nie znalazł Różowego Królika. Nie pozostało mu nic innego jak tylko popaść w czarną rozpacz. Skulić się w kącie i nie wychodzić, bo po co?
   Kiedy już chciał wspiąć się na stół, by nie musieć stać w tej ohydnej mokrej wodzie, zdał sobie sprawę z tego, że nie dosięga do stołu, a on z każdą chwilą oddalał się coraz bardziej. Spojrzał na swoje ręce. Były malutkie. Cały był wielkości szczura. Wszystko się zmniejszyło, ale oczywiście nie te cholerne cycki. Pomimo, że były proporcjonalne do reszty ciała, to wciąż wydawały się za duże. Akashi współczuł dziewczynom, które musiały żyć z takimi cyckami na co dzień. A może z czasem się do tego przyzwyczajały? Ale do tego nie dało się przyzwyczaić. Miał cycki od zaledwie pięciu minut, a już chciał popełnić samobójstwo poprzez utopienie.
   Właśnie. Tak bardzo spodobało mu się rozmyślanie o cyckach, że zapomniał w jak fatalnej sytuacji się znajduje. A mianowicie był calutki przemoczony. Unosił się w wodzie, coraz bliżej sufitu. A oprócz tego rozpętał się najprawdziwszy sztorm. W którym Akashi grał role niewielkiego stateczka płynącego na pewną śmierć. Fale rzucały nim na wszystkie strony. Obijał się o ściany, aż wpadł na pewien pomysł. Był mały. Dziurka od klucza także była mała. Zanurkował, a prąd popchnął go w stronę drzwi, nie musiał się nawet zbytnio wysilać by zostać połkniętym przez drzwi. Dosłownie.
   Za dużo metaforycznych stwierdzeń, które okazywały się dosłowne, stwierdził będąc już po drugiej stronie drzwi. Siedział w błocie, a od tyłu wciąż zalewała go woda.

   W lewo, w prawo!
   W górę, na bok!
   W lewo, w dół i w szerz!
  To najmilsza rzecz!

   Śpiewał bez ładu i składu nie kto inny jak... Kise. Kise w marynarskim kapeluszu, z fajką w ręku i wielkich płetwach. Skakał wesoło dookoła ogniska wyśpiewując, a za nim inne różne stwory i istoty. A pośród nich... Różowy Królik! Akashi zerwał się na nogi, od razu odzyskał chęci do życia. Podbiegł do kółka i niestety szybko został zmuszony do tańczenia z innymi. Więc jednak wszyscy sabotowali jego działania dotyczące chęci porozmawiania z tym cholernym królikiem!

   I by nie stracić wątku!
   Więc pamiętaj, że...
   Nie ma końca, ni początku!
   W kółko Wojtek biegł!

   - Jaki Wojtek? - spytał Akashi odwracając się do kogoś za nim, jednak nie mógł liczyć na odpowiedź. Zamiast tego, jego odpowiedzią było prychnięcie i mocny kopniak w siedzenie, by nie zaburzał szyku.
   To niesprawiedliwe, pomyślał. Dziewczyn się nie bije.

   Nie ma końca, ni początku!
   Bo... jutro zaczęliśmy taniec!
   Wczoraj skończmy, gonić koło!
   A wesoło, niechaj śpiewa chór!

   Nagle wszyscy przyśpieszyli, co Akashiemu wcale nie przypadło do gustu. Bo jego biust podskakiwał jeszcze bardziej (i tym samym wyżej) niż wcześniej. Nic przyjemnego.Tym bardziej, że się potknął wpadając twarzą prosto w błoto. A wstanie podczas gdy tyle nóg po nim przebiega wcale nie było łatwe.

   Szybkie ruchy będziesz suchy!
   Suchy niczym wiór!
   W lewo...

   - Ej panienko! Posłuchaj! W ten sposób nigdy nie będziesz sucha! - dopiero po chwili Akashi sobie uświadomił, że to do niego krzyczy Kise.
   - Więc co mam robić, idioto?! - warknął Akashi mając szczerze dość tej idiotycznej zabawy.
   - Biegaj w koło ze wszystkimi! I zaśpiewaj razem z nimi! - odparł Kise z uśmiechem, najwyraźniej nie czuł się urażony.
   Akashi szczerze zirytowany szybko się podniósł i zrobił tak jak mu kazał "Kapitan", jak głosił napis wyszyty na jego kapeluszu, Kise. Ale nie zamierzał śpiewać. O nie.
   - Czy podeschłaś już trochę? - spytał uprzejmie Kise, który jakimś niewyjaśnionym sposobem znalazł się na skale pośrodku koła i ogrzewał się teraz przy ognisku.
   - W ten sposób nigdy nie będę suchy! - odwarknął Akashi. Bo co chwilę zalewała go nowa fala wody, wydostająca się przez drzwi.
   - Nonsens! Przecież ja jestem suchy! - zaśmiał się blondyn i pociągnął fajkę.
   Akashi postanowił się więcej  nie odzywać.

   Śmiało! Śmiało! 
   Ruszać się! - podśpiewywał Kise.

   I pewnie biegałby jeszcze długo, gdyby nie Różowy Królik, który wyłamał się z koła tańczących i wciąż powtarzając jaki on jest spóźniony pobiegł w stronę lasu. A Akashi oczywiście razem za nim. Wolał królika, od pseudo kapitana.
   - Co tchu! Co tchu! Zapomniałem o ważnym dniu! - krzyczał Kagami hopsając między drzewami.
   Akashi wbiegł do ciemnego lasu tuż za królikiem, jednak szybko go zgubił. Znalazł się na niewielkiej polanie rozglądając się dookoła. Był całkiem sam, a jedynym jego towarzyszem zdawała się być uciążliwa mucha, która kręciła się obok Akashiego wybzykując serenady miłosne. Najwyraźniej  wzięła go za dziewczynę. I nic dziwnego. Każdy by tak sądził. Akashi odpędził muchę, a kiedy ta nie odpuszczała zakończył jej żywot jednym szybkim plaśnięciem.
   I tak Akashi Seijuro stał się mordercą. Pomimo tego, że jakiś czas temu to on miał się stać ofiarą lukrowanych babeczek.
   Ganianie za Różowym Królikiem wyraźnie mu się znudziło i przestało być choć trochę emocjonujące. Obiecał sobie, że jak go znajdzie to zdzieli go pięścią po głowie i nakaże, żeby natychmiast pokazał mu drogę powrotną. Może chociaż wtedy królik się na coś przyda. Zmęczony bieganiem w kółko przysiadł na najbliższym konarze i wycisnął wodę z długich włosów. Naprawdę zaczynał nienawidzić swoje kobietce kształty.
   - Murasakibara-Di!
   - Murasakibara-Da!
   Rozległy się głosy tuż nad nim. Aż podskoczył odwracając się przy tym do Murasakibary. Murasakibary w wersji podwójnej. Bo było ich dwóch. Identycznych wręcz. W takich samych czapeczkach ze śmigiełkiem. Z takim samym rozmieszczeniem piegów, które nagle się pojawiły. Nawet brzuchy im urosły! I teraz skakali zderzając się nimi i odbijając na wszystkie strony. Jeden z nich nawet wpadł na Akashiego, ale chłopak nie wiedział który - tak byli podobni.
   - Muszę iść - mruknął jedynie Akashi starając się ich wyminąć i udać się w nieszczęsną pogoń za królikiem. Ilekroć znajdywał się  w podobnej sytuacji, wykazywał szczególne chęci co do odnalezienia Kagamiego, któremu z pewnością przewróciło się w głowie skoro założył taki strój. Jednak gdy tylko zagrożenie ze strony zarażenia głupotą mijało, chęci co do znalezienia królika znikały razem z nimi.
   Murasakibara-Di i Murasakibara-Da nie okazali się jednak postaciami, które można było tak po prostu wyminąć, jednocześnie ograniczając ich udział w tej idiotycznej zabawie do minimum. Zatarasowali mu drogę. A że jeden Murasakibara był już kolosalnych rozmiarów i nie do pokonania, taka dwójka była wręcz niemożliwa do wyminięcia. Rozłożyli szeroko ramiona gotowi do pochwycenia Akashiego gdyby tylko zechciał uciec. Ich wszystkie pięć kończyn było zaskakująco długich... to znaczy cztery. Ich cztery kończyny. Bo przecież Murasakibara nie jest małpą i nie ma ogona dzięki, któremu mógłby zawisnąć na najwyższych gałęziach. W zamian ma coś innego. Ale raczej nie sprawdziłoby się to w roli ogona.
   Nie tyle przestraszony, co zaskoczony cofnął się o krok.
   - Muszę iść - powtórzył nieugięcie.
   - O nie, nie, nie - zaprotestowali chórem. - Nie musisz! Siadaj! - zażądali i pchnęli go na z powrotem na konar.- Opowiemy ci bajkę.
   Akashi miał ochotę się roześmiać. Po czym powiedzieć, że gonią go terminy i naprawdę nie może dłużej pozwolić im cieszyć się jego wspaniałym towarzystwem. ale kiedy zorientował się, że olbrzymy wcale nie żartują, postanowił wysłuchać bajki bez słowa sprzeciwu. Sądził, że przecież zwykła opowieść nie może być taka zła... Mylił się.
   - Dawno, dawno temu... - zaczął pierwszy, lecz drugi natychmiast mu przerwał:
   - To nie było dawno, dawno temu! Bo dawno, dawno temu to dinozaury chodziły po ziemi ziemi prezentując swoje imponujące uzębienie!
   - A skąd wiesz, że to nie bajka o dinozaurach?!
   Drugi Murasakibara wyraźnie się zmieszał. Po czym wyjął z tylej kieszeni swoich ogrodniczek kilka kartek i zaczął je przeglądać.
   - Ale w scenariuszu nie ma nic o bajce o dinozaurach! - poskarżył się.
   - A co jest w scenariuszu? - spytał pierwszy i nachylił się przez ramie kolegi, by zajrzeć do scenariusza. - Siekiera, motyka, piłka, worek
- Nie zaglądaj mi w rozporek... -
przeczytał i uśmiechnął się głupkowato do Akashiego. - Bardzo przepraszam, nie ta karteczka.
   - Bo w rozporku jest kanarek,
Co kosztuje tysiąc marek... -
dokończył drugi Murasakibra wyraźnie z siebie zadowolony, za co dostał mocnego kuksańca w bok.
   - Lepiej znajdź odpowiedni tekst! - oburzył się.
   Akashi milczał. Milczał przyglądając się jak w rosnącym napięciu przerzucają kartki, szukając tej odpowiedniej. Zastanawiał się jak bardzo dziwny jest świat do którego trafił. Szalony Kapelusznik mający hopla na punkcie małych, niewinnych chłopców. Drzwi, które wprawiają człowieka w zakłopotanie. Kapitan śpiewający wesołe piosenki i niezważający na ich treść. A teraz dwa pajace, które nawet nie umiały porządnie przeczytać z kartki.
   Patologia, pomyślał jedynie.
   - Musimy improwizować... - mruknął jeden.
   - Nigdy tego nie robiliśmy... - szepnął drugi.
   - No to teraz spróbujemy... - odparł cicho pierwszy. Po czym odchrząknął, wyprostował się i posłał uśmiech Akashiemu. - Kiedyś miałem małego brata... - zaczął z uśmiechem. - Znaczy dalej mam brata... Tyle, że urósł. I przyszedł mi się pochwalić, że zrobił 25 centymetrową kupę! - Murasakibara opowiadał z prawdziwą pasją i zaangażowaniem. - Skąd to wiedział?
   - To zagadka? - spytał zmieszany Akashi. Chyba niespecjalnie pojmował co się dzieje, ale wiedział, że przez długi czas nie będzie mógł niczego zjeść, bez odruchów wymiotnych.
   - Yyy... - zamyślił się Murasakibara, który najwyraźniej nie planował takiego rozwoju wydarzeń. - Tak!
   - Ale miała być bajka.
   - Bajka będzie potem! Teraz jest zagadka! Zgaduj!
   - Pewnie ją zmierzył. Ja bym ją zmierzył gdybym chciał wiedzieć ile ma centymetrów... - odpowiedział natychmiast.
   - Widzę, że masz w tym doświadczenie... - mruknął jeden z nich.
   - Co?! Wcale nie mam! - oburzył się Akashi wyrzucając ręce w powietrze. - Zresztą to nieważne! Muszę znaleźć Białego Królika! - oznajmił i dla podkreślenia swoich słów tupnął nogą.

TO BE CONTINUED...

3 komentarze:

  1. Dziwne i fajne ! Przemyślenia Akashiego były poprostu świetne ! Bie wiem co by tu jeszcze napisać.. Czekam na kolejną część i niech wena będzie z tobą :) ~Garnidelia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahaha XD akurat mam angielski i tak sobie weszlam zeby zobaczyc co nowego i zauwazylam, ze cos wstawilas. No to ja wchodze i czytam i malo co nie wybuchne smiechem. Przemyslenia Seichana boskie, Daichan jako Szalony Kapelusznik genialny, Taiga jako krolik najbardziej mnie rozwalil, Kise jako Kapitan, w dzbanku, Murasakibara jako blizniacy XD smiechu warci XD swietne, swietne i po raz ktorys swietne!
    Zastanawia mnie kto bedzie Krolowa Kier, bo Kot z Cheeshire to zapewne Tetsu... A Shinchan to Zajac Wielkanocny...? No dobra, nie wiem. Czekam na kolejna czesc ze spora niecierpliwoscia...!
    Wenki, zdrowka i buziaczki przesylam :* :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurwa kobieto... Normalnie przegięłaś. Nie mówiąc o tym, że czekam na ciąg dalszy Dragons & Dungeons, to to jest po prostu przepiękne xD Naprawdę, nie wiem co brałaś, ale podziel się bo dobre xD A na ten moment z Akashim w klatce u Aomine pisnęłam, toż to rozkoszne było ;D Jak sobie wyobrażę takiego Kagamiego... Jemu to kurna pasuje, taki strój króliczka *Tetsu jest za* Czuj się pogoniona by pisać to dalej xDD Buziaczki słońce i weny ;D

    OdpowiedzUsuń

Chciało ci się to czytać??
Nieodwracalnie zmarnowałeś cenne minuty swojego życia!
Ale skoro już jesteś - skomentuj!
Niech się autor cieszy