niedziela, 7 grudnia 2014

Czy te oczy mogą kłamać?

Kuroko no basket
One-shot
Pairingi: Momoi x Aomine, Kagami x Himuro


   - Aomine... - zaczęła Momoi siedząca na jego kanapie, zanim chłopak się w ogóle zorientował, że  trzymała jego album. Nie wyglądała na specjalnie zachwyconą, gdy tylko Aomine wrócił do pokoju ze szklanką wody uniosła album ze zdjęciem Aomine do góry i uśmiechając się szeroko wykrzyknęła: - BYŁEŚ SŁODKI GDY BYŁEŚ MAŁY!!!
   Aomine skrzywił się upuszczając szklankę wody, która roztrzaskała się na podłodze tym samym mocząc skarpetki chłopaka. Patrząc na swoje zdjęcie z dzieciństwa powstrzymywał wymioty.





























   - CO?! - wrzasnął Aomine. - Gdzie to znalazłaś?!
   - W twojej szafce - odpowiedziała Momoi wskazując na szafkę. Drzwiczki otworzone na roścież poprzez, które na dywan wypadały najróżniejsze zeszyty i albumy, a także bokserki Aomine, na których widok Aomine zareagował wyjątkowo dziwnie.
   Podbiegł do szafki starając się jak najszybciej wepchnąć wszystkie części jego garderoby na miejsce. Różnokolorowe bokserki latały we wszystkie strony, aż w końcu w niewiadomy sposób jedna para bokserek wylądowała na twarzy Momoi. Dziewczyna zdjęła je z siebie z lekkim obrzydzeniem. Wyciągnęła je przed siebie i rozciągnęła, jednak nie wydawała się zadowolona.
   - Jesteś koszykarzem - powiedziała w końcu. - Myślałam, że masz większy rozmiar...
   - Oddawaj to! - krzyknął wyrywając jej intymną część swojej garderoby. Potem przyjrzał się im ukradkiem i z zadowoleniem stwierdził, że nie należały do niego. - To Kise.
   - Powinnam pytać co bokserki Ki-chan robią w twojej szafce? - spytała Momoi przeglądając dalej album.
   - Nie, nie powinnaś... - mruknął Aomine, a zdając sobie sprawę z własnych słów szybko się zaczerwienił i nerwowo przeczesując włosy zaczął się tłumaczyć. - To znaczy... To nie tak jak myślisz! - krzyknął choć Momoi już straciła zainteresowanie bokserkami blondyna, album wydawał się ciekawszy. - On tylko... Zostawił je tu... przez przypadek!
   - Jak można zostawić u kogoś swoje bokserki przez przypadek? - spytała Momoi przechylając głowę i patrząc uważnie na Aomine, który nagle zaczął się pocić. Zamknęła album i odłożyła go na łóżko wciąż nie odrywając wzroku od przyjaciela.
   - On... Po prostu... - jęknął i wziął głęboki oddech. - Po prostu lubię różnorodność, okej?
   Patrzył na różowowłosą niby to obojętnie, ale jego serce waliło jak oszalałe. Z pewnością wyprzedziło by ciężarówkę pędząca z prędkością stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę. Dłonie włożył do kieszeni spodni i zacisnął w pięści, chcąc powstrzymać ich drżenie. Nie było to wcale takie łatwe jak się wydawało bo nagle i jego spodnie zaczęły się trząść.
   Momoi przez chwilę patrzyła na niego zaskoczona na Aomine, a potem zachichotała. Wstała i zbliżyła się do niego zakładając mu ręce na szyję.
   - Skoro Ki-chan zostawił tu przypadkiem bokserki... - mruknęła zadziornie i przygryzła wargę zerkając mu w oczy. - To nie zamierzam być gorsza... I przez przypadek mogę zostawić tutaj mój stanik. Co ty na to? - spytała słodko się przy tym uśmiechając.
   Aomine odchrząknął i pokręcił głową udając, że się zastanawia choć decyzję podjął natychmiastowo. Wyjął dłonie z kieszeni i złapał Momoi za biodra od razu ją do siebie przyciągając.
   - To chyba całkiem rozsądna propozycja - stwierdził cicho. - I do tego fajna. A ja lubię rozsądne i fajne propozycje.
   Uśmiechnął się łobuzersko po czym zachłannie ją pocałował. Naparł na nią popychając ją jednocześnie w stronę kanapy. Pocałunek z każdą chwilą stawał się coraz bardziej intymny. Momoi wsunęła chłodne dłonie pod koszulkę Aomine, a chłopak zaczął podwijać jej bluzkę, która szybko znalazła się... gdzieś na podłodze.
   Szybko pchnął ją na łóżko i znalazł się na niej, opierając się dłońmi o łóżko. Całował ją masując przez stanik jej piersi, ale po chwili już mu to nie wystarczało. Szybko zabrał się za rozpinanie stanika, z którymi zawsze miał problem. Jednak nie mieszkał już z matką i nie mógł jej zawołać i poprosić, żeby mu w tym pomogła. A może to i lepiej... Bo z taką pomocą domową z pewnością wciąż byłby prawiczkiem.
   - Ał! - jęknęła Momoi przerywając pocałunek, a Aomine spojrzał na nią jak na bezbronne zwierze schwytane w pułapkę.
   - Zrobiłem ci coś? - spytał z trudem przełykając ślinę, nie chciał dłużej czekać co potwierdzało spore wybrzuszenie w jego spodniach.
   - Nie... - jęknęła sięgając za plecy skąd wyjęła album, który wcześniej oglądała. - To tylko album... - uśmiechnęła się słodko i odłożyła go na podłogę.
   - Jakim prawem nam przerwał? - mruknął Aomine i ponownie wpił się w jej usta, ale dziewczyna minimalnie się od niego odsunęła po raz kolejny przerywając pocałunek. - Co znowu? - jęknął nie ukrywając tego, że jest zawiedziony.
   - Nic... - odparła. - Po prostu nie mogę traktować tej całej sytuacji na poważnie kiedy mam na sobie skarpetki. - Zaśmiała się.
   - To zdejmij skarpetki - zaproponował Aomine nie widząc w tej sytuacji nic zabawnego.
   I w chwili gdy Momoi pozbyła się skarpetek zrobiło się naprawdę poważnie.

W tym samym czasie...

   - Zostaw to Himuro... - mruknął Kagami leżąc na łóżku. Po niesamowicie męczącym meczu z Himuro, jeden na jeden, stracił wszystkie chęci do życia. I pomimo, że wygrał ten mecz czuł się tak jakby zgwałciło go stado pingwinów. Więc z pewnością się nie cieszył.
   - Jezu Kagami - jęknął ciemnowłosy odwracając się w jego stronę i opierając ręce na biodrach. Wyglądał jak nadąsana baletnica. - Kiedy zrobiłeś się taki ponury?
   - Nie jestem ponury - mruknął nawet nie otwierając oczu. - Po prostu lubię mojego xboksa, a ty nie należysz do osób, którym chciałbym go powierzyć w opiece - stwierdził.
   - Czyli mi nie ufasz? - naburmuszył się Himuro.
   - Oczywiście, że ci ufam. Ale nie w sprawach związanych z moim xboksem - poprawił go.
   Himuro jedynie prychnął i zostawił jakże cennego xboksa w spokoju. Tym razem zainteresował go aparat fotograficzny leżący obok. Wziął go szybko i zrobił kilka zdjęć (używając do tego bardzo mocnego flesza) Kagamiego.
   - Muszę wyrażać się precyzyjniej - warknął Kagami i wstał po czym wyjął chłopakowi aparat z rąk i położył z powrotem na szafce. - Nie ufam ci w sprawach dotyczących elektroniki.
   Himuro zrobił smutną minę...
   - Nie ufasz mi - jęknął.
   - Nie - odparł obojętnie Kagami.
   ...która najwyraźniej nie zrobiła najmniejszego wrażenia na Kagamim.
   Tym razem zrobił słodką minę...
   - Naprawdę mi nie ufasz - jęknął.
   - Nie - odparł obojętnie Kagami.
   ...która najwyraźniej nie zrobiła najmniejszego wrażenia na Kagamim.
   Lekko zirytowany spojrzał na niego z niekrytym pożądaniem, ogromnymi ciemnymi oczami wpatrywał się w czerwonowłosego, który przełknął z trudem ślinę patrząc na Himuro. Bingo!
   - Czy te oczy mogą kłamać? - spytał Himuro oblizując usta.
   - Przestań - warknął Kagami odwracając głowę.
   - Dlaczego? - spytał Himuro wpychając się przed Kagamiego i zmuszając go do tego by na niego spojrzał.
   - Bo mam ochotę przelecieć cię na tej kanapie - mruknął rumieniąc się lekko, a Himuro krzyknął z radości przyprawiając Kagamiego o niemałe zakłopotanie.
   - To świetnie! - wykrzyknął z entuzjazmem. - W końcu jakieś oznaki prawidłowego funkcjonowania! Znowu wróciłeś do żywych!
   Od kiedy Himuro stał się irytującym, rozwrzeszczanym bachorem? - pomyślał Kagami.
   Himuro jedynie zachichotał i pchnął Kagamiego zmuszając go by usiadł na łóżku, a on szybko zajął miejsce na jego kolanach całując go po szyi, ale już po chwili odnalazł jego usta i teraz to do nich się przyssał. Jednak nie nacieszył się nimi długo bo Kagami zdecydowanym ruchem zepchnął go z siebie na podłogę i wstał pochylając się nad leżącym chłopakiem.
    - Nie tym razem, kochanie - powiedział uśmiechając się przy tym słodko, a Himuro był niemal pewny, że nad głową czerwonowłosego lata stado pingwinów. Tak... pingwinów.


piątek, 28 listopada 2014

Ho ho ho cz.1

Fairy tail
Gray x Kendra


   - Pada śnieg! Pada śnieg! - w powietrzu roznosiły się wesołe krzyki dzieci lepiących bałwana, rzucających się śnieżkami lub po prostu rzucały się śnieżkami.
   Ale ja wcale się nie cieszyłam. Śnieg oznaczał zbliżające się święta. Święta oznaczały Sylwestra. Sylwester oznaczał Nowy Rok. Rok, który miałam przebyć w samotności. Miałam dość jednorazowych numerków w klubowej toalecie, wyskoków w bok, w końcu chciałam znaleźć prawdziwą miłość. Ale po skończonej pracy w centrum handlowym gdzie, cały dzień w stroju zielonego elfa, rozdawałam cukierki, zamiast na poszukiwania miłości wybrałam się do baru.
  Śnieg wciąż padał, a na chodnikach zdążyły się już utworzyć porządne zaspy, temperatura spadła poniżej zera. Weszłam do baru, strzepałam śnieg z blond włosów i z ramion. Moje policzki były czerwone. Zatarłam ręce jednocześnie na nie chuchając. Dzień rozpoczął się tak pięknie, że chyba nikt nie pomyślał o zabraniu z domu rękawiczek.
   W barze panował świąteczny nastrój, nad ladą zawieszono biało-czerwone światełka, w kącie stała spora choinka, a w powietrzu roznosił się jej zapach, w głośnikach rozbrzmiewała nastrojowa muzyka. Za ladą Erza w skąpym stroju pomocnika Świętego Mikołaja (że też nie było jej zimno) rozdawała drinki i swój numer telefonu. Zawsze dziwiło mnie w jaki sposób jest tak pożądana przez facetów. Może to zasługa biustu, a może po prostu położenia, które z pewnością jej sprzyjało.
   Przeszłam przez bar, żaden osobnik płci przeciwnej nie był na tyle miły by uraczyć mnie swoim spojrzeniem, wszyscy ustawiali się w kolejce do Erzy.  Czemu mnie to nie dziwiło? Z cichym westchnieniem usiadłam na jednym ze stołków przy barze.
   - Hej - rzuciłam do Erzy.
   - Hej - odparła zbyt zajęta nalewaniem piwa by nawet na mnie spojrzeć. - Chętnie bym się tobą zajęła, kochanie, ale mam urwanie głowy - jęknęła w między czasie przyjmując kolejne zamówienie.
   - Nie ma sprawy. sama się sobą zajmę - powiedziałam miło, ale Erza wciąż mówiła jednocześnie podając drinki i zapisując na serwetkach swój numer i godzinę o której kończy pracę. - Lucy już dawno powinna tu być. Dzwoniłam do niej może trzydzieści razy, ale nie odbiera - skarżyła się. - Miała tu być i prowadzić akcję charytatywną. To musi być dzisiaj! Za dwa dni Wigilia, a dzieci z sierocińca, także potrzebują prezentów. Nie wiem co robić! - powiedziała smutno, a ja byłam niemal pewna, że jeszcze chwila, a się rozpłacze.
   - Hej - złapałam ją za ręce zmuszając do tego by na mnie spojrzała. - Mogę zastąpić Lucy... I tak nie mam nic do roboty...
   - Naprawdę?! - wykrzyknęła i tym razem to ona złapała mnie za ręce patrząc na mnie z nadzieją w oczach.
   - Jasne - uśmiechnęłam się miło. - Co to za akcja?
   Nie odpowiedziała tylko wskazała na prawo gdzie znajdował się stolik z tabliczką:

I ty możesz zostać Świętym Mikołajem:
całusy od pięknej pani tylko za 2$

   Spojrzałam niepewnie na Erze. 
   - Serio? - wykrztusiłam tylko. 
   - Tak - odparła. - W tym miejscu raczej nikt nie zapłaci za pluszowe misie... 
   - Ja bym zapłaciła - mruknęłam. 
   - To jak? Zgadzasz się? 
   - Osobiście sądzę, że moje usta są warte dużo więcej, ale chyba już za późno bo już się zgodziłam.
   Erza zaklaskała. 
   - Świetnie! A teraz się przebierz - mówiąc to wyciągnęła spod lady strój mniej więcej taki jak jej, ale wraz z czapką Świętego Mikołaja, a dekolt wydawał mi się jeszcze bardziej wycięty niż w jej stroju. Jęknęłam krzywiąc się. 
   - Strój też? W takim razie będziesz musiała dodać do zestawu spory kufel piwa. 
   Zaśmiała się i przytuliła mnie mocno mówiąc: 
   - Spadłaś mi z nieba!
   Po czym pocałowała mnie w policzek.
   - Ej! - krzyknęłam odsuwając się od niej znacznie. - Wisisz mi dwa dolce!


   Strój był okropny. 
   Po pierwsze było mi strasznie zimno. 
   Po drugie wydawało mi się, że za każdym razem gdy tylko się schylam to spod krótkiej spódniczki wystaje mi tyłek. 
   Po trzecie bluzka równie dobrze mogła zastępować stanik. 
   Po czwarte zakolanówki z puchowym zakończeniem irytowały mnie, a do tego łaskotały w uda. 
   Po piąte miałam w tym stroju rozdawać pocałunki, co było wystarczającym powodem. 
   Po szóste byłam zbyt trzeźwa by móc to robić. 
   Z czerwonymi policzkami wyszłam z zaplecza i podeszłam od tyłu do Erzy. 
   - Pst... Gdzie moje piwo? I dwa dolary.
   Erza odwróciła się do mnie z kuflem piwa i omal go nie upuszczając zagwizdała na mój widok. 
   - No no - zacmokała. - Teraz to i ja zapłaciłabym  te dwa dolary za jeden pocałunek - mruknęła zadziorna. 
   - I tak jesteś mi je winna - odparłam przejmując od niej kufel i od razu biorąc duży łyk ruszyłam do stolika. 
   Erza jak na pożegnanie klepnęła mnie dość mocno w tyłek, a ja zastanawiałam się czy to wina oparów alkoholu, czym może pomyliła mnie z jednym z tych seksownych facetów, czy po prostu lubi różnorodność. No tak, żeby życie miało smaczek raz dziewczynka, raz chłopaczek. Odrzucając od siebie myśl o Erzie usiadłam przy stoliku. 

   Kiedy minęła dwudziesta pierwsza miałam już za sobą kilka kufli piwa (a w międzyczasie nie pozwoliłam Lucy zająć mojego miejsca), usta miałam mocno czerwone, ledwo utrzymywałam się na nogach, a słoik na pieniądze był już niemal pełny, bar nieco opustoszały, ale kolejka wciąż robiła wrażenie swoją długością. Właśnie wtedy po drugiej stronie stolika zasiadł Gray - jak zwykle bez koszulki, a mimo to był rozpalony. 
   - A więc jak to działa? - spytał splatając ręce na stoliku przed sobą. - Mam cię po prostu pocałować? 
   - Najpierw dwa dolce! - zażądałam z szerokim uśmiechem. - Potem możesz mnie pocałować. 
   Pokiwał głową i wrzucił do słoika pieniądze po czym na ułamek sekundy nasze wargi się zetknęły, potem szybko się od niego odsunęłam krzycząc: Następny!

   - To znowu ty - zauważyłam gdy przede mną ponownie zasiadł Gray. 
   - Tak... - powiedział rozbawiony. - Powiedzmy, że pierwszy raz mnie nie zadowolił, a jedynie podniecił. Co wtedy? 
   - Wtedy pewnie przyszedł byś drugi raz.
   Rozłożył ręce.
   - A więc jestem! Co mi dasz za cztery dolary? - spytał słodko wrzucając pieniądze do słoika.
   - To - odpowiedziałam i nachyliłam się do niego by go pocałować, dłonie zrzuciłam mu na szyję przyciągając go do siebie na tyle blisko na ile pozwalał mi na to stolik, czyli niewiele. Podczas gdy pierwszy pocałunek przypominał raczej pocałunek dwójki przedszkolaków w piaskownicy, ten był dużo bardziej czuły, przywodził na myśl parę która całuje się po raz setny, ale chemia, która łączyła ich na początku wciąż pozostała, a może jedynie jeszcze bardziej wzrosła.
   Oderwaliśmy się od siebie dopiero gdy jakiś mężczyzna stojący za Grayem niezbyt dyskretnie odchrząknął.
   - O której? - spytał Gray ciężko dysząc.
   - O dwudziestej trzeciej - odparłam z trudem łapiąc oddech.
   - Będę czekać - obiecał i odszedł zostawiając mnie z napalonym klientem.

   - Spodobało ci się to - zachichotała Erza gdy zakładałam kurtkę na mój strój, a ubranie wkładałam do torby, nie chciałam, żeby Gray mi zwiał.
   - Wcale nie - mruknęłam rumieniąc się.
   - A wcale, że tak! I to bardzo! - wykrzyknęła rozbawiona. - Lubisz lubisz lubisz lubisz lubisz GO!
   - No dobra... lubię go - szepnęłam chcąc, żeby w końcu się zamknęła i mimowolnie się uśmiechnęłam.
   - Och, skarbie, tak mi przykro - powiedziała nagle ze współczuciem i położyła mi rękę na ramieniu. - Ale mu chodzi tylko o seks...
   - Mi też - skłamałam. - O nic więcej tylko o niezobowiązujący seks... -powiedziałam sama do siebie wychodząc z baru.
   Po raz pierwszy gdy liczyłam na coś wyjątkowego to facet chciał tylko seksu.

   Czekał tam. Z rękami w kieszeniach kurtki, włosami rozwianymi przez wiatr i przypruszonymi płatkami śniegu. Z rumianymi policzkami, szerokim uśmiechem. Niedbale założony szalik zsuwał mu się z szyi. Był taki piękny. Podeszłam do niego chwiejnym krokiem.
   - A więc jednak - westchnął jakby z ulgą. - Nie wystawiłaś mnie!
   - A powinnam? - spytałam rozbawiona.
   - Skądże! - zaśmiał się. - Dasz mi chwilę? Muszę załatwić pewną bardzo ważną sprawę w łazience... - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   - Jasne - odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech.
   - Tylko się nigdzie nie ruszaj!
   Zaśmiałam się jedynie i patrzyłam jak co chwilę oglądając się za siebie odchodzi w stronę baru. Rozejrzałam się, zaspy zdecydowanie urosły, teraz w niektórych miejscach sięgały mi nawet do kolan. Uliczne lampy oświetlały opustoszałe chodniki i ulice. W ich blasku tańczyły całkiem spore płatki śniegu jakby chciały zwrócić na siebie uwagę całego świata, pomimo tego, że przez cały dzień i tak były w centrum zainteresowania.
   Wiatr dmuchnął mocniej, a ja dopiero teraz poczułam, że jest zimno. Odetchnęłam głęboko, a tuż przed moimi ustami pojawił się obłoczek pary, z pewnością była minusowa temperatura, a moje miejscami nagie, a miejscami osłonięte delikatną tkaniną nogi właśnie sobie to uświadomiły.
   Zadrżałam i właśnie wtedy wpadłam na dość dziecinny pomysł. Zeszłam z trawnika i będąc na trawniku, całkowicie już przypruszonym śniegiem, położyłam się na ziemi od razu machając nogami i rękami, robiąc śnieżne aniołki. Usłyszałam śnieg skrzypiący pod butami Graya.
   - Kendra! - zawołał, a nie słysząc odpowiedzi burknął: - Niech to szlag...
   Wtedy wychodząc zza rogu budynku omal nie potknął się o moje nogi.
   - Kendra... - jęknął patrząc na mnie. - Co ty robisz?
   - Aniołki na śniegu - odparłam chichocząc i zanim zdążyłam jeszcze cokolwiek powiedzieć  Gray położył się na śniegu robiąc dokładnie to samo co ja. Uniosłam się na łokciach i patrzyłam na niego zdziwiona. - Co ty robisz? - spytałam.
   - Aniołki na śniegu - odparł z szerokim uśmiechem, także się uśmiechnęłam i wróciłam do doskonalenia mojego aniołka.
   Po dłuższej chwili wstaliśmy, a Gray przyciągnął mnie do siebie obejmując ramieniem i wspólnie podziwialiśmy nasze dzieła.
   - Mój jest ładniejszy - szepnęłam mu do ucha uśmiechając się zadziornie.
   - Ach tak? - spytał, a ja pokiwałam głową.
   Wtedy dosłownie rzucił się na mnie przewracając się razem ze mną na śnieg. Oboje nie byliśmy na tyle silni, żeby powstrzymać śmiech. Gray wsunął dłonie pod moją kurtkę, od razu mnie łaskocząc. Zaczęłam się śmiać i wymachiwać nogami i rękami, krzycząc: Przestań!
   - Tylko jeśli powiesz, że mój aniołek jest ładniejszy - zażądał rozbawiony.
   - Dobrze! Jest ładniejszy! - zgodziłam się ze śmiechem, bo już nawet na to nie miałam siły.
   Gray przestał mnie łaskotać, ale wciąż na mnie leżał, a nasze twarze znajdowały się niebezpiecznie blisko siebie. Czułam jak się rumienię, z trudem przełknęłam ślinę nie odrywając wzroku od chłopaka.
   - Mogę cie pocałować? - spytał cicho. - Czy będę musiał zapłacić?
   Zaśmiałam się. 
   - Możesz mnie pocałować - szepnęłam i niemal w tej samej chwili przytknął usta do moich warg, tym razem bardziej skupiłam się na pocałunku, bo nie uważałam go już tylko za pracę.
   Wargi miał słodkie i chłodne. Pachniał miętą i piwem, co było dość zaskakującym połączeniem. jego silne dłonie zacisnęły się na moich ramionach jakby dla pewności, że nie zdołam mu już uciec. Podobało mi się to, po raz pierwszy jakikolwiek pocałunek wydawał mi się tak naturalny, niewymuszony i do tego przyjemny. Jednak gdy jego język znalazł się w moich ustach, nagle zamarłam, a moje serce przyśpieszyło jakbym nie była pewna czy właśnie tego chcę... Ale chciałam.
   Po chwili mój język także wkroczył do gry, a pocałunek nie wyrażał już tylko i wyłącznie pożądania, ale także uczucie. Gdy od dojścia do nieba dzieliła mnie już tylko jedna przecznica, coś podłużnego i twardego uderzyło mnie w głowę.
   - Wstawajcie! I to już! - usłyszałam nad sobą ochrypnięty głos. - Bo się przeziębicie!
   Gray szybko oderwał się od moich ust i dźwignął na nogi następnie pomagając mi wstać. Widząc starca z laską i nieprzyjemnym wyrazem twarzy moje policzki zapłonęły jeszcze bardziej.
   - My... przepraszamy... - wyjąkałam ze wzrokiem wbitym w ziemię.
   - Za co?! - wykrzyknął, a ja aż podskoczyłam. - Sam miałem taki okres, że całowałem się dosłownie wszędzie! Ważne tylko było to, żeby mieć się z kim całować! - na jego podłużnej twarzy pojawiły się rumieńce jakby na wspomnienie dawnych czasów i wspaniałego życia. - Ale nie na ziemi! Jeszcze się nabawicie zapalenia płuc i taki będzie finał! - mruknął i odszedł nie czekając na żadną odpowiedź.
   Wymieniliśmy z Grayem zdziwione spojrzenia i jak na komendę równocześnie wybuchliśmy śmiechem. A gdy już się opanowaliśmy Gray przytulił mnie mocno.
   - Chodź, zabiorę cię do siebie i wypijemy gorące kakao. Co ty na to? - spytał uśmiechnięty.
   - Z przyjemnością - odparłam.
   I trzymając mnie za rękę zaprowadził do samochodu gdzie od razu zapalił silnik, ale po chwili zerkając na mnie zgasił go i mruknął:
   - Kakao może chyba poczekać...
   Wtedy nachylił się do mnie i obejmując moją twarz w dłoniach po raz kolejny tego wieczoru pocałował. Po raz kolejny zapragnęłam aby ta chwila trwała wiecznie, ale wtedy w szybę samochodu zapukała laska, a chwilę później pojawił się w niej starzec z groźną miną. Zawstydzona spuściłam wzrok.
   - Do domu! - krzyknął, ale po chwili się roześmiał i odszedł, tym razem już nie zamierzając wracać.
   Znowu się zaśmialiśmy, a Gray ponownie włączył silnik i bez słowa ruszył w kierunku swojego domu.


   Gdy pustoszeją ulice
   i w domu twym światła gasną,
   nocą, pod srebrzystym księżycem - 

   myślisz - zasypia i miasto?...

   Choć wielka cisza ogarnie 
   domy i mosty, i parki, 
   choć śpią uliczne latarnie, 
   a nad bramami latarki, 

   choć w szparze świerszcz 

   nie szeleści, 
   ptaki spokojnie śpią sobie - 
   miasto pracuje i nie śpi.


   Gdy dotarliśmy do domu Graya dosłownie zaniemówiłam. Nie z powodu pięknego domu, tylko z powodu samej jego obecności. Pomimo grubych kurtek i dzielącej nas odległości wydawało mi się, że czuję ciepło bijące od jego ciała. Pokręciłam jedynie głową chcąc odgonić od siebie wszystkie te głupie myśli i nie czekając, aż zrobi to Gray, otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Chłopak jednak szybko znalazł się przy mnie i chwycił za rękę uśmiechając się szarmancko.
   Odwzajemniłam uśmiech i pozwalając się mu prowadzić ruszyłam wraz z nim do jego domu. Ścieżka prowadząca do drzwi wejściowych była oblodzona, to też ręka Graya, która wciąż mocno mnie trzymała, była dla mnie dosłownie zbawieniem. Gdyby nie ona, już co najmniej pięć razy wylądowałabym na ziemi z bolącym tyłkiem.
   Szybko znaleźliśmy się w ciepłym wnętrzu jego domu.
   - Czuj się jak u siebie - powiedział Gray ściągając kurtkę i buty. - A ja pójdę zrobić kakałko... - zaśmiał się i obrzucił mnie spojrzeniem. - Jeśli chciałabyś się przebrać to tam jest łazienka... - stwierdził rozbawiony wskazując drzwi na końcu korytarza i zniknął w kuchni.
   Ja także szybko zdjęłam kurtkę odwieszając ją na wieszak i ruszyłam w stronę łazienki. Oczywiście, że chciałam się przebrać, bo chodzenie w takim stroju było dość... niekomfortowe. Zamknęłam się w łazience i od razu wyjęłam moje wcześniejsze ubranie: jeansy, koszulkę z pikaczu i ciemną bluzę. Jednak gdy już się ubrałam, wciąż było mi zimno. Udałam się do kuchni pomóc Grayowi przygotować kakao.

   Siedzieliśmy z Grayem na kanapie, a raczej bardziej leżeliśmy niż siedzieliśmy. Gray oparty był o przybocznie sofy, w jednym ręku trzymał kakao, a wolną ręką obejmował mnie. Ja głowę opierałam na jego ramieniu w obu rękach trzymając gorący kubek, który powoli rozgrzewał moje dłonie. Oboje byliśmy przykryci grubym, puchowym kocem.
   - Nienawidzę zimy... - stwierdziłam upijając łyk napoju.
   - A ja kocham - zaśmiał się Gray.
   - Ale wtedy jest strasznie zimno!
   - I o to chodzi! Bo można się przytulać.
   - A jeśli nie ma się do kogo przytulać?
   - Ciebie to nie dotyczy, skarbie... - powiedział słodko i pocałował mnie w czubek głowy.
   Jak to możliwe, że jeszcze rano niemal się nie znaliśmy, a teraz leżymy razem na kanapie, wtuleni w siebie, a on mówi do mnie "skarbie". Uśmiechnęłam się w duchu, może po prostu był to przedziwny zbieg okoliczności? Przedziwny, ale bardzo przyjemny. Uśmiechnęłam się szerzej gdy zdałam sobie sprawę z tego, że Erza nie miała racji, że Gray nie chciał tylko seksu.
   - Więc może polubię zimę... - stwierdziłam rozbawiona i wtedy zauważyłam książkę wystającą spod kanapy. - A co to? - mruknęłam i pomimo protestów Graya schyliłam się po nią.
   - Oddawaj! - zażądał Gray cały czerwony na twarzy próbując zabrać mi książkę, ale ja wyciągałam rękę jak najdalej by tylko mu jej nie oddać.
   - "Noc Wigilijna"? - przeczytałam tytuł i spojrzałam na niego z niedowierzeniem po czym wybuchłam śmiechem. - Czytasz to?
   - Nie! - burknął Gray z ponurą miną, już nie próbował mi zabrać książki. - Czytałem to dzisiaj młodszej kuzynce... - mruknął.
   Zaśmiałam się i po chwili wcisnęłam mu książkę do rąk, jednocześnie odstawiając kubek i wygodnie usadawiając się na kanapie.
   - Przeczytaj mi - zażądałam głosem nieznoszącym sprzeciwu.
   Ale Gray tylko westchnął.
   - No dobrze... - powiedział uśmiechając się słabo i zaczął czytać:

   Działo się to w noc wigilijną. Było już bardzo późno i w całym domu wszyscy - nawet mała myszka - smacznie spali. Przed pójściem do łóżka każdy powiesił na kominku wielką skarpetę, mając nadzieję, że rano znajdzie w niej niespodziankę od Świętego Mikołaja. Ciekawe, co przyniesie w tym roku... Dzieci, zmęczone zabawą, położyły się spać wcześniej niż zwykle. Chcą jak najwcześniej przebudzić się, by zobaczyć, jakie prezenty dostały w tym roku. Teraz śpią smacznie, marząc o wspaniałych zabawkach. Ich rodzice także już śpią - mama w kolorowym czepku, a tata w swojej ulubionej szlafmycy. 
   Jest spokojna, zimowa noc.W tej ciszy słychać niemal padające płatki śniegu. Nagle na dworze rozległ się jakiś hałas, który obudził tatę. Chociaż wyrwany z głębokiego snu, błyskawicznie wyskoczył z łóżka. Postanowił zobaczyć, co się stało i skąd pochodzi ten dziwny hałas. Popędził jak wicher do okna.  Na dworze padał śnieg. Wszystko wokół pokrył już grubą warstwą białego puchu. Złoty księżyc świecił spokojnie i tajemniczo. Jednak na niebie, ponad dachami domów, pojawił się znienacka dziwny pojazd - olbrzymie kolorowe sanie ciągnięte przez osiem reniferów.  Saniami powoził starzec z długą białą brodą i w niezwykłym, czerwonym  ubraniu. 
   - To z pewnością Święty Mikołaj! - pomyślał tata. 
   Chociaż sanie mknęły szybciej niż wicher, dostojny starzec jeszcze poganiał swój zaprzęg: 
   - Dalej, moje dzielne renifery! Ruszajcie się, a chyżo!  Ponad dachy, ponad strzechy! Pędźcie, gnajcie, pośpieszajcie! Wszystkim ludziom z całej ziemi wielką radość dzisiaj dajcie! Dalej, dalej z prezentami! Niechaj radość zapanuje! Niechaj szczęście dziś króluje!
   Zaprzęg pędził po niebie jak jesienne liście gnane silnym wiatrem. Czasem wznosił się, czasem obniżał nad dachami domów, aby przez komin można było wrzucić prezenty. Dzieci przecież na nie czekają! I tak jeździł przez całą noc, po całym świecie, bez chwili wytchnienia. 
   Tata usłyszał nagle stukanie na dachu, jakby ktoś po nim biegał. Zanim zdążył pomyśleć co to może być, w kominku coś się poruszyło, zadymiło i wśród kłębów sadzy ukazał się... (...)

   Ale zanim historia dobiegła końca, ja już spałam wtulona w Graya.

sobota, 27 września 2014

"Poranek Uśmiechniętych Żab"

One shot
Pairing: Midorima x Akashi



   Gdy Midorima zasiadł za swoim biurkiem w głośnikach było słychać wesołe rechotanie żab, a przed nim stał kubek parującej kawy – oznaczało to, że czas rozpocząć audycję. Zielonowłosy nachylił się do mikrofonu i na znak dany przez dźwiękowca zaczął mówić:
   - Wita was Midorima Shintaro, podczas Poranka Uśmiechniętych Żab! Powtórzę po raz kolejny, że nazwa ta jest całkowicie przypadkowa. A więc od czego zaczniemy? Jest niedzielny poranek, godzina szósta rano, powietrze pachnie świeżymi goframi i kawą, wszyscy jeszcze smacznie śpią i tylko jeden idiota gada do mikrofonu… - westchnął. – Jak zwykle rozpocznę audycję od tego jak przebiegał mój poranek. Wstałem o piątej czterdzieści i uświadamiając sobie po zaledwie kilku sekundach, że dziś jest niedziela i muszę zdążyć do pracy na szóstą by zdać relacje z tego otóż poranka, jednemu idiocie, który woli słuchać mojej paplaniny niż spokojnie spać, zerwałem się z łóżka. Wziąłem szybki, pięciominutowy prysznic i wybiegłem z domu… Oczywiście najpierw się ubierając! Po drodze kupiłem pączka i dzisiejszą gazetę, w ostatnich sekundach kumkania moich porannych żab wbiegłem do studia i rozpocząłem audycję – zaczął kręcić się we wszystkie strony na krześle lekko znudzony własną opowieścią. – Jak zwykle czekała na mnie gorąca kawa… - pociągnął łyk napoju i wyciągnął się na fotelu. – Przypominam, że możecie do mnie dzwonić ze swoimi problemami, wszystkimi. Nawet jeśli wasz kot utknął w toalecie… Co prawda nie pomogę wam go wyciągnąć, ale przynajmniej sprawie, że o tym zapomnicie i będziecie się cieszyć kolejnym, jakże pięknym dniem. – Spojrzał na monitor, nie było żadnych oczekujących telefonów, więc wrócił do zanudzania ludzi swoimi opowieściami, rozkładając gazetę i zaczynając czytać. – Drużyna Serin zwyciężyła Mistrzostwa Zimowe… - zirytowany przekartkował gazetę. – Wielka porażka Pokolenia Cudów… - znowu przekartkował. - Zwycięstwo Szóstego Zawodnika Widmo… Nic ciekawego nie ma w tych gazetach – burknął szukając czegoś ciekawego. - O! Kapitan Pokolenia Cudów jest gejem i molestuje kolegów z drużyny. Prawda czy też plotka?... – zaczął czytać artykuł z zaciekawieniem. – W ostatnim czasie odnotowano dość zagadkowe zachowanie kapitana najbardziej znanej drużyny w ostatnich czasach, zwanego Pokoleniem Cudów… Czy możliwe jest by Akashi S. okazał się gejem? Czy pozwoli by świat poznał jego wstydliwy sekret? W ostatnim czasie do sieci wyciekły dość ciekawe fotki na których Akashi S. obściskuje się w szatni z jednym z zawodników własnej drużyny. Zarówno Akashi S. jak i Kise R. twierdzą, że jest to jedno wielkie nieporozumienie, a kapitan drużyny chciał być jedynie pomocny i pomóc koledze zdjąć za małą bluzkę, którą Kise R. miał reprezentować jako model… Nikt nie jest pewien komu powinien wierzyć. Możliwe jest także, ze wszyscy zawodnicy Pokolenia Cudów wciąż utrzymują bardzo intymne stosunki… Jednym słowem śledztwo trwa! Kto okaże się kolejną ofiarą wciąż niewyżytego kapitana drużyny?... Aomine D.? Murasakibara A.? A może dość zagadkowy Midorima S.? – Midorima niemal krzyknął odrzucając gazetę na bok. – Dla jasności… Nie jestem zagadkowy, ani nie zamierzam zostać niczyją  seksualną ofiarą. Choć może Akashi rzeczywiście lubi się zabawić… Kto wie, kto wie… - zaśmiał się. – A co wy o tym sądzicie? Czekam na wasze telefony i błyskotliwe przemyślenia!
   Po chwili zaczęły dzwonić telefony, a Midorima omal nie spadł z krzesła, przygotował się już na to, że jak zwykle będzie musiał puścić w radiu kolejny nudny kawałek, a tymczasem na monitorze pokazało się kilka numerów telefonów. Dźwiękowiec szybko połączył go z jednym z nich.
   - Mamy pierwszego słuchacza! Aplauz proszę! – nawet sam nie zaklaskał. – Jak się nazywasz?
   - Steve – odpowiedział.
   - A więc witaj Steve! Masz jakieś błyskotliwe przemyślenia, którymi byś chciał się z nami podzielić, Steve?
   - Akashi to niezłe ciacho… Masz szczęście Midorima, że był twoim kapitanem. Sam chętnie bym z nim świntuszył…
   Midorima natychmiast się rozłączył, zanim Steve się rozgadał.
   - Co cóż… Wygląda na to, że nasz pierwszy słuchacz był wyjątkowo napalonym gejem… Wybacz Steve… Halo? Kolejny telefon… Jak się nazywasz?
   - Lucy – odpowiedziała kobieta. – I nie wierzę, żeby Akashi był gejem! Przecież jest taki słodki i niewinny… - Midorima był wręcz pewien, że kobieta się teraz uśmiecha. – Byłeś z nim w drużynie Midorima! Musisz wiedzieć czy on naprawdę jest… No wiesz.
   Midorima się zaśmiał.
   - Byłem z nim w drużynie, to prawda. Jednak wtedy nie wykazywał zainteresowania moją osobą, chociaż byłem niesamowicie seksowny. Możliwe jest, że gimnazjum go zmieniło, a strata ukochanej drużyny sprawiła, że nagle stał się gejem – prychnął. – Jak niektórzy nie utrzymuję z Akashim intymnych stosunków, a nawet się nie widujemy. I nie moje zdanie się tu liczy, lecz wasze. Dowidzenia Lucy. – Rozmasował skronie wyraźnie zmęczony już pierwszymi telefonami, a one wciąż nie przestawały dzwonić. – Mamy kolejnego słuchacza. Mam nadzieję, że twoje przemyślenia będą nieco bardziej błyskotliwe niż ostatnie… Jak ci na imię?
   - Midorima, zabiję cię – odezwał się spokojny głos po drugiej stronie słuchawki, a chłopak wyprostował się wyraźnie zaciekawiony, na fotelu.
   - Akashi! Jak miło cię słyszeć, stary homoseksualny druhu – zaśmiał się. – Myślałem, że śpisz o tej porze…
   - Spałem – burknął. – Jednak obudził mnie telefon Kise, który kazał mi włączyć natychmiast radio. Teraz już rozumiem co miał na myśli, mówiąc, że po naszej rozmowie będziesz martwy. Miał rację.
   - Naprawdę jesteście kochani – jęknął słodko. – Wszyscy słuchacie mojej audycji… Chyba się zakocham.
   - Zamknij się. I przestań rozmawiać o mojej orientacji seksualnej w czasie audycji.
   - Och Akashi, zero w tobie poczucia humoru.
   - Będzie zabawnie, kiedy zjawię się w studiu i postaram się ciebie zabić – powiedział ostro i natychmiast się rozłączył.
   - A wiec Akashi teraz jedzie do mojego studia, żeby móc mnie własnoręcznie zabić… - zaśmiał się. – Będziecie świadkami pierwszego i ostatniego zabójstwa na żywo! A teraz czekam na kolejne telefony. Witam kolejnego słuchacza.
   - Nie boisz się Akashiego? – spytał nawet się nie przedstawiając. – Akashi chyba nie jest osobą, która potrafi panować nad gniewem… - stwierdził.
   - Czuje się bezpieczny dopóki nie weźmie ze sobą nożyczek… – mruknął ironicznie i połączył się z kolejnym słuchaczem.
   - Jesteś gejem? – spytał mężczyzna.
   - Nie, nie jestem gejem! Skąd w ogóle takie pytanie?!
   - Sam jestem gejem, a ty wydajesz się niesamowicie seksowny… Jeśli chcesz mogę podać miejsce i godzinę spotkania, jeśli masz ochotę na szybki numerek…
   Rozłączył się.
   - Ludzie błagam, to nie jest Hot Linia, tylko Poranek Uśmiechniętych Żab! Więc jeśli zamierzasz mi złożyć propozycje seksu, lub rozmawiać na temat seksu najlepiej w ogóle nie dzwoń. Mogę wam podać mój numer telefonu – dodał lekko rozbawiony, przyciszonym głosem. - Specjalnie dla nielicznych mogę zacząć prowadzić Hot Linie i rozbierać się przed mikrofonem, będzie to rozrywka dla nielicznych…
   Kolejny telefon.
   - Boże Midorima, podniecasz mnie…
   - To był pierwszy słuchacz, który wpisał się na listę osób, które chcą się ze mną przespać. Od zawsze wiedziałem, że jestem niesamowicie uroczy, ale to już przesada.
   Kolejny telefon.
   - Nie rozumiem całego tego zainteresowania tą sytuacją… Może i Akashi jest gejem, ale to jego sprawa, nie powinieneś o tym mówić w radiu.
   - Wiem tyle co ty – prychnął. – Czy Akashi jest gejem czy nie mało mnie obchodzi. Wszystko jest wyreżyserowane, ty też dzwonisz po wcześniejszym spotkaniu z moim reżyserem. Podobnie jak Akashi zanim się do mnie wybrał został niemal napadnięty przez mojego reżysera. A moi scenarzyści to prawdziwi idioci. I nawet to zostało przez nich napisane! Nie… To dodałem od siebie. Pewnie za to wylecę – rozłączył się. – Jeżeli tylko na tyle was stać, to chyba zaczynam wątpić w moich słuchaczy…
   Zamierzał coś jeszcze dodać, ale nie zdążył bo zagłuszył go huk otwieranych drzwi, w których stał Akashi.
   - Zabiję cię, Shintaro… - powiedział ostro zmierzając w jego stronę, w ręku trzymał nożyczki.
   - Jak widać Akashi posiada prędkość wiatru i zjawił się u mnie zadziwiająco szybko, niestety z nożyczkami. Przygotowaliście już popcorn? Będzie ciekawie… - odwrócił się w stronę czerwonowłosego. – Po co te nerwy, Akashi? – spytał.
   Chłopak nic nie odpowiedział jedynie rzucił nożyczkami w Midorimę, ale chłopak w odpowiednim momencie się schylił, a nożyczki wbiły się w obrazek wiszący na ścianie. Zielonowłosy wyprostował się i zagwizdał z uznaniem.
   - No proszę… - powiedział. – Akashi właśnie uśmiercił mój ulubiony obrazek…
   - Chciałem uśmiercić ciebie – burknął oburzony chłopak.
   - Cóż… w takim razie mogę ci polecić dobre zajęcia strzelnicze… Może twój cel odrobinę się poprawi, słonko.  
   - Zamknij się! – krzyknął, a jego policzki przybrały kolor podobny do jego włosów. – I nie nazywaj mnie słonkiem…
   - Bo to cię podnieca? – spytał obojętnie, wskazując na jego krocze.
   Akashi zrobił się niemal purpurowy na twarzy i rzucił z pięściami na chłopaka, jednak bezskutecznie bo Midorima złapał go mocno za nadgarstki i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
   - Kolejna próba Akashiego spełzła na niczym… - zakomunikował. – A ja wciąż żyję.
   - Zamknij się! – krzyknął próbując się wyrwać i zrobił to, ale odrobinę za późno. Stracił równowagę i przewrócił się do tyłu upadając na podłogę. Midorima także stracił równowagę i z krzykiem spadł z krzesła, lądując prosto na Akashim. Ich usta się zetknęły, ciała stworzyły jedną całość. Zaskoczony Akashi niepewnie poruszył ustami pogłębiając pocałunek. Nie wiedział czemu to zrobił. Przecież przed chwilą chciał zabić Midorima za to, że mówi w radiu o tym, że jest gejem, a tym czasem Midorima miał racje… Akashi był gejem.
   Midorima odsunął się od niego szybko i oparł na rękach przyglądając się mu uważnie. Ściągnął brwi i rozchylił lekko usta, wydawał się być jednocześnie zły, ale też ucieszony.
   - Czyli jesteś gejem – powiedział dość głośno by jego słuchacze mogli go usłyszeć. Niech się zastanawiają co wydarzyło się przed tymi słowami…
   - Tak – odpowiedział równie głośno. – Ty też, bo ci się podobało – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
   - Akashi zamknij się! Niszczysz mi reputację – burknął robiąc się czerwony na twarzy.
   - Sam ją zniszczyłeś – całując mnie – odpowiedział słodko i zanim zielonowłosy zdołał zaprzeczyć znów o pocałował wsuwając dłonie pod jego koszulkę…

czwartek, 18 września 2014

Dangers&Dragons cz.2





   - Kagami-kun! – odezwał się Kuroko. – Tak nie można.
   Kagami się jedynie zaśmiał.
   - Oczywiście, że można! To tylko głupia gra – prychnął.
   - Idź stąd – burknął Midorima poprawiając okulary.
   - Przestańcie – powiedział Kagami. – To tylko gra! Nie ma znaczenia kto zginie, bo to tylko gra! A uśmiercając Riko jedynie wyświadczyłem wam przysługę!
   - Jeśli to tylko gra to po co w nią grasz?
   Kagami prychnął jakby odpowiedź była oczywista.
   - Żeby was zdenerwować – odpowiedział rozbawiony. – Akashi śmiesznie rusza nosem gdy się zdenerwuje…
   Akashi spojrzał na Kagamiego całkowicie wkurzony, a jego nozdrza zaczęły komicznie się poruszać. Niczym skrzydła motyla. Kagami zaśmiał się głośno i wskazał na czerwonowłosego.
   - Właśnie o tym mówiłem – stwierdził z szerokim uśmiechem. – Komiczne, prawda? – spytał rozglądając się dookoła, nikt jednak mu nie odpowiedział i nikt nie zaczął się śmiać. Wszyscy mieli wręcz śmiertelnie poważne miny. Bo kto by chciał zadzierać z Akashim. Z naprawdę wkurzonym Akashim, Kagami mógł się jedynie modlić, że chłopak nie wziął ze sobą dzisiaj nożyczek… Ale Akashi jedynie odetchnął głęboko i uśmiechnął się.
   - Jako mistrz gry – zaczął – posiadam ten przywilej, że mogę kazać ci stąd wyjść – posłał mu szeroki uśmiech. – Więc jak myślisz? Co teraz każę ci zrobić?
   - Wyjść – powiedział Kagami, ale nie wydawał się być ani trochę zawiedziony. Wstał i podszedł do drzwi. – Żegnam wszystkich… - posłał im chytry uśmiech. – Słodkich koszmarów – posłał im całuska i otworzył drzwi.
   - Czekaj! – zatrzymał go Kise. – Oddaj mi mój nóż…
   - Niech pomyślę… - stwierdził przytykając palec do ust i udawał, że się zastanawia. – Jak go chcesz to sobie weź – powiedział z łobuzerskim uśmiechem. – Żegnam – i wyszedł trzaskając za sobą drzwiami.
   Nikt się nie cieszył. Miny wszystkich w pomieszczeniu były niepewne. Akashi przyglądał się Kise, który wyglądał jakby zaraz miał się rozpłakać. W końcu stracił nóż, którego zdobycie zabrało mu większą połowę życia! To nie żarty! O dziwo to Aomine przerwał niezręczną ciszę.
   - Kise, odzyskamy twój nóż – powiedział kładąc rękę na jego ramieniu i zerknął po twarzach wszystkich graczy, nikt nie wyglądał na ucieszonego jego słowami i Najwyraźniej nikt nie zamierzał pomóc mu w kontynuowaniu jego przemowy… - Musimy znaleźć pegaza – wypalił zadziwiając wszystkich zarazem swoją pomysłowością jak i bezmyślnością… no i oczywiście tym, że rozumowuje jak sześcioletnia dziewczynka kochająca księżniczki, buciki i koniki. – Gdzie możemy znaleźć pegaza? Akashi? – zerknął chłopaka.
   - Nie, nie, nie, nie i nie – powiedział unosząc bezradnie ręce. – Jestem mistrzem gry i jestem bezstronny, pamiętasz?
   - Niestety tak – burknął. – Dzięki tobie musimy teraz szukać pegaza…
   Ale po cholerę ci pegaz, Aominecchi?!
   - Wybacz – powiedział Akashi niezbyt szczerze i schylił lekko głowę. – Jestem obiektywny…
   - Wielka szkoda, że w łóżku jesteś subiektywny – warknął rozsiadając się wygodnie na krześle.
   Zarówno Akashi jak i Kise zaniemówili. Ryota otworzył szeroko usta, wyglądał teraz jak ryba wyciągnięta z wody, niezdarnie je otwierając i zamykając. Patrzył to na Akashiego to na Aomine z niedowierzaniem i złością, której najwyraźniej nie zamierzał ukrywać… Chociaż może tak będzie zabawniej.
   - Aominecchi!!! – wrzasnął w końcu, a ciemnowłosy był pewien, że ten jakże kobiecy krzyk będzie prześladował go do końca życia… - Czy w tym pomieszczeniu jest choć jedna osoba z którą nie spałeś?! Ale szczerze…
   Szczerze, Kise albo zgłupiał pod wpływem złości, albo nie wypił rano ziółek jeśli sądził, że Aomine będzie z nim szczery… Chłopak zaczął się bezradnie rozglądać po pomieszczeniu, błądząc  spojrzeniem od twarzy do twarzy. Ostatecznie tylko zachichotał.
   - Aominecchi! – popędził go Kise.
   - Ja… - zaczął powoli. – Momoi! – wykrzyknął nagle. – Nigdy nie spałem z Momoi!
   Różowowłosa spojrzała na niego groźnie.
   - Spałeś – uświadomiła mu.
   - Co?! – jęknął. – Spałem…?
   - Spałeś. Ale byłeś tak pijany, że prawdopodobnie nawet nie wiedziałeś, że to ja – mruknęła. – Nawet chyba nie wiedziałeś, że jestem kobietą…
   - Co?! – jęknął znowu Aomine. – Musiałem wiedzieć, że jesteś kobietą… Musiałem wiedzieć z której strony wsadzać… - szepnął wyraźnie zdruzgotany.
   - Nie – powtórzyła ostro. – Spytałeś mnie gdzie mam penisa.
   - A więc to ty byłaś tym kastratem… - westchnął układając sobie wszystko w głowie.
   Chyba wszyscy już zapomnieli o pegazie, którego chciał znaleźć Aomine, teraz głównym tematem była Momoi i jej zadziwiający (według Aomine) brak penisa. Aomine podobnie jak Momoi był cały czerwony na twarzy. A śmiech kolegów z drużyny najwyraźniej nie dodawał mu otuchy. Miał ochotę zapaść się pod ziemię, ale niestety było to niemożliwe.
   - Czyli spałeś ze wszystkimi – powtórzył Kise jakby był w transie. – Nawet z Murasakibarą… - powiedział z odrazą patrząc jak chłopak zajada się chipsami.
   - Tak… – potwierdził Aomine. – Ale ty jesteś najlepszy… – dodał jakby to miało coś pomóc. 
   - Zamknij się – mruknął blondyn. – Mówisz tak, żebym nie był na ciebie zły.
   - Nie! Naprawdę – jęknął i spojrzał na Akashiego. – Akashi jest gościem za dużo języka, cały czas krytykował to co robię i mnie poprawiał, a sam tylko leżał – spojrzał groźnie na chłopaka. – Murasakibara miał zawsze lepkie ręce… - wzdrygnął się gdy przypomniała mu się chwila gdy olbrzym przykleił się do jego penisa… I niestety nie użył do tego Super Glu… - Midorima zawsze miał w łóżku szczęśliwy przedmiot! Czułem się jak w trójkąciku i jedna osoba zawsze była odrzucana na bok… Wolę nie mówić o tym która…
   - To był Aomine – uświadomił wszystkim Midorima ze złowieszczym uśmiechem.
   - Dziękuję ci Midorima za dopełnienie mojej opowieści – powiedział z uśmiechem, ale w głębi trząsł się z wściekłości. – Kuroko… Boże to było najgorsze. Sypiając z nim czułem się jakbym każdego dnia się masturbował a nie uprawiał seks. Co prawda ta masturbacja była świetna, ale nie byłem pewien czy Kuroko w ogóle w tym uczestniczył… Kagami był za silny. Wiedział, że lubię dominować, ale zawsze odbierał mi tą przyjemność! Podrób jeden… - warknął. – A Momoi… cóż niewiele pamiętam, ale nie ma penisa. To ją wyklucza na wstępie. – Przeniósł wzrok na Kise. – Więc widzisz. Jesteś najlepszy, kochanie.
Kise siedział z szeroko otwartymi ustami. Zaniemówił. I jeszcze nie wiedział czy powodem tego było to, że jest najlepszym kochankiem Aomine czy to, że Aomine spał już z niemal każdym na tej planecie.
   - Daj spokój – powiedział Kuroko patrząc uważnie na Aomine. – I, że to niby Kise ma być tym najlepszym? Blondyn, a do tego model? Musi być coś co cię w nim denerwuje.
   - Właśnie – poparł niebieskowłosego Kise choć bardzo chciał by chłopak się zamknął i pozwolił nacieszyć się mu tym, że jest numerem jeden. Rzadko się to zdarzało…
   Aomine zerknął na Kuroko, a potem na Kise i przygryzł delikatnie wargę.
   - No dobrze - powiedział cicho. – Denerwuje mnie ta jego pedalska szminka, której ciągle używa…
   - To nie pedalska szminka! – oburzył się Ryota. – To bardzo męski błyszczyk!
   - No to denerwuje mnie ten twój bardzo męski błyszczyk!
   Kise posłał mu zabójcze spojrzenie i odwrócił się obrażony. Atmosfera z całą pewnością się popsuła.
   - Proponowałbym, żebyśmy powrócili do gry… - powiedział cicho Murasakibara, a jego słowa należały do najmądrzejszych jakie kiedykolwiek wypowiedział.
   Akashi odchrząknął i poprawił się na krześle.
   - Miecz został wam odebrany, zostaliście z niczym, a nagi sześćdziesięcioletni mężczyzna o imieniu Kagami zapewne chce was teraz zabić za… Za całokształt – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechem.
   - Akashi! – krzyknął, tak krzyknął, Kuroko patrząc z wyrzutem na chłopaka, jednak niewiele to pomogło, bo czerwonowłosy nie przestał się uśmiechać.
   - Midorima, co robisz? – spytał patrząc na zielowłosego.
   - Zna ktoś jakąś elfie tawernę? – spytał rozglądając się po pomieszczeniu. Zawsze był jednym z mądrzejszych z ich paczki. – Elfy na pewno mają pegaza…
   Ręka Momoi natychmiast wystrzeliła w górę – kto by się spodziewał.
   - Ja znam – powiedziała zadowolona.
   - Tak więc wybraliście się do elfiej tawerny. Przeszliście góry, lasy, rzeki, poznaliście się dużo głębiej… - wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu. – W końcu doszliście do elfiej tawerny… Gdzie przygarbione gnomy roznoszą piwo, w powietrzu unosi się zapach cygar, a jeden z gnomów łypie na was wściekle i mówi w języku gnomów… Co robicie?
   - Czy ktoś z was zna język gnomów? – spytał Aomine.
   - Ja. – Powiedział cicho Kuroko i spojrzał na Akashiego, który się zgarbił i naprawdę teraz przypomniał małego wstrętnego gnoma… Nie, on zawsze przypomniał małego wstrętnego gnoma, ale teraz przeszedł sam siebie. – Możesz nam pomóc? – spytał patrząc uważnie na czerwonowłosego.
   - W czym, kochaniutki? – spytał skrzeczącym głosem.
   - Szukamy pegaza, żeby móc odnaleźć nagiego sześćdziesięciolatka o imieniu Kagami, zabrał Wujkowi Timonowi – po raz pierwszy użył imienia ich wymyślonych postaci – miecz, którego zdobycie zajęło mu dziesięć lat. Mógłbyś nam pomóc?
   Akashi zatarł dłonie wyraźnie podekscytowany.
   - Oczywiście. Jednak nie za darmo… - obrzucił Kuroko spojrzeniem pełnym pożądania.
   - Nie mamy pieniędzy – uświadomił mu nieśmiało chłopak spuszczając wzrok.
   - Wiem – odparł tajemniczo. – Możesz zapłacić w naturze…
   Zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć Akashi wstał i pociągnął Kuroko za sobą, potem oboje wyszli z pomieszczenia.
   - Ta gra przestaje przypominać grę… - szepnął Murasakibara wciąż się obżerając.
   Po ponad dziesięciu minutach Akashi i Kuroko wrócili i bez słowa zajęli swoje miejsca.
   - Kunegunda udał się wraz z gnomem na zaplecze… Zza drzwi było słychać dziwne odgłosy… Oboje wrócili po kilku minutach. Kunegunda miał potargane włosy i wypieki na policzkach… Gnom uśmiechał się szeroko i zacierał ręce z zadowolenia.
   - Wiem gdzie znaleźć pegaza – powiedział Kuroko lekko speszony.
   - Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy… - zaskrzeczał Akashi. – A teraz idźcie zanim zmienię zdanie i was wszystkich pozabijam!
   - Wychodzicie z elfie tawerny i udajecie się w miejsce, które gnom wskazał Kunegundzie… Wszyscy jesteście podekscytowani i zazdrośni, że to nie wy znaliście język gnomów… -wyszczerzył zęby w uśmiechu.

…TO BE CONTINUED

sobota, 9 sierpnia 2014

Dangers&Dragons cz.1



Opowiadanie
Pairing: brak

   - Wszyscy już są? – zapytał Akashi podnosząc głowę znad stosu kartek.
   Siedział przy dużym okrągłym stole, znacznie wolał okrągłe stoły niż kwadratowe. Obok niego przy stole siedzieli: Aomine, Kise, Murasakibara, Midorima, Kuroko, Momoi i nawet Riko, która się uparła, że musi przy tym być. Nikt jednak nie przyjął jej z otwartymi ramionami, ale jej najwyraźniej to nie przeszkadzało.
   - Nie ma Kagamiego – odezwał się cicho Kuroko lepiej sadowiąc się na krześle.
   - Nie został zaproszony – uświadomił mu Akashi wyrównując kartki o stół po czym odchrząknął zwracając na siebie uwagę. – A więc jesteśmy tutaj dzisiaj, żeby zagrać w Dangers&Dragons. Ja jestem mistrzem gry.– Rozłożył kartki na środku stołu. – Musicie wybrać swojego bohatera. I radzę się dobrze zastanowić nad ich wyborem, bo każda postać jest doskonale dobrana do każdego z…
   - Nieważne – przerwali mu niemal wszyscy jednocześnie i każdy wziął przypadkową kartkę z postacią. Akashi jedynie westchnął. Jakby nie znał swojej drużyny…
   - A więc zaczynamy – polecił i spojrzał na Aomine. – Twoja kolej Aomine.
   Chłopak spojrzał na swoją kartkę i skrzywił się.

Fiora
Mistrzyni Fechtunku
Umiejętności:
Fechtunek - Fiora regeneruje zdrowie przez 6 sekund, ilekroć zada obrażenia. Trafienie bohatera sprawia, że efekt ten kumuluje się do 4 razy.
Wypad - Fiora rzuca się naprzód, by trafić cel i zadać obrażenia fizyczne. W przeciągu kilku sekund może drugi raz użyć za darmo tej umiejętności.
Riposta - Zwiększone obrażenia od ataku Fiory. Po użyciu Fiora paruje następny podstawowy atak i odbija go jako obrażenia magiczne. Działa przeciwko bohaterom, dużym potworom i dużym stworom.
Zwinność Szermierza - Fiora tymczasowo otrzymuje premię do prędkości ataku. Każdy podstawowy atak lub Wypad zwiększa jej prędkość ruchu. Zabicie bohatera odnawia Zwinność Szermierza.
Taniec Ostrzy - Fiora skacze po polu bitwy, zadając wrogom obrażenia fizyczne. Kolejne trafienia tego samego celu zadają mniejsze obrażenia.

   - Dziewczyna? – jęknął zawiedziony. – Musiałem wylosować dziewczynę?!
   - Aomine, znasz zasady – upomniał  go Akashi.
   - A więc jestem Fiora. Jestem Mistrzynią Fechtunku – jęknął – i dziewczyną – dodał zawiedziony.
   Akashi jedynie zmroził go wzrokiem, ale nie zamierzał tracić czasu na bezsensowne kłótnie, tym bardziej kłótnie z Aomine, które były nad wyraz tępe i nie prowadziły do niczego. Przeniósł wzrok na Kise, a chłopak natychmiast zaczął uważniej przyglądać się swojej postaci.

Wujek Timon
Odkrywca z Powołania
Umiejętności:
Wzmacniająca Siła Czarów - Trafienie którąkolwiek umiejętnością Wujka Timona zwiększa jego prędkość ataku o 10% na 5 sekund (efekt kumuluje się do 5 razy).
Mistyczny Strzał – Wujek Timon wystrzeliwuje pocisk energii, który - gdy trafi przeciwnika - skraca czas odnowienia umiejętności bohatera o sekundę.
Strumień Esencji – Wujek Timon wystrzeliwuje pulsującą falę energii, zadając obrażenia magiczne wrogim bohaterom, jednocześnie przyspieszając ataki sojuszników.
Magiczne Przejście - przenosi się do pobliskiej lokacji i atakuje naprowadzającym się pociskiem, który uderza w najbliższą wrogą jednostkę.

   - A więc wygląda na to… - zaczął niepewnie – że jestem Wujek Timon i… to niestety nie jest żart. Jestem Odkrywcą z Powołania…
   Wszyscy jednocześnie spojrzeli na Akashiego, który o dziwo nie wydawał się ani trochę zawstydzony.
   - No co? – spytał zdziwiony. – Nie mam głowy do imion… Murasakibara – teraz ty.
   Chłopak spojrzał na nich z pełną buzią, właśnie zajadał się chipsami i chyba nie do końca wiedział co tu robi. Jednak przełknął to co miał w ustach i zerknął uważnie na kartkę.

Ciotka Nietryb
Okruch Monolitu
Umiejętności:
Granitowa Tarcza – Ciotka Nietryb jest pokryta warstwą skał, która pochłania obrażenia w wysokości 10% jego maksymalnego zdrowia. Jeżeli Ciotka Nietryb nie jest atakowana przez 10 sekund, tarcza się odnowi.
Sejsmiczny Odłamek - Używając pierwotnej magii żywiołów, Ciotka Nietryb wysyła pod ziemią kawał skały w przeciwnika, przy trafieniu zadaje obrażenia i na 4 sekundy wykrada mu prędkość ruchu.
Brutalne Uderzenia – Ciotka Nietryb atakuje z taką siłą, że jego ciosy zadają obrażenia wszystkim wrogom znajdującym się przed nim. Aktywacja Brutalnych Uderzeń tymczasowo znacznie zwiększa wartości jego pancerza i obrażenia od ataku.
Wstrząśnienie Ziemi – Ciotka Nietryb uderza w ziemię, wytwarzając falę uderzeniową, która zadaje obrażenia magiczne oparte o wartość jego pancerza oraz zmniejsza prędkość ataku przeciwników na krótką chwilę.

   - Eee… Jestem Ciotką Nietryb… I… Eeee… Jestem Okruchem Monolitu…
   Akashi uśmiechnął się chytrze, jakby Murasakibara dostał przeznaczoną właśnie dla siebie postać. Zatarł ręce.
   - Świetnie! Midorima…
   Zielonowłosy poprawił okulary i zerknął ostrożnie w kartkę. Sądząc po postaciach jakie otrzymali jego poprzednicy wolał nie wiedzieć kogo ma on…

Pokemon Kubańczyk
Wielbiony Wynalazca
Umiejętności:
Techmaturgiczne Roboty Naprawcze – Pokemon Kubańczyk zapewnia okolicznym sojuszniczym działkom H-28G i bohaterom zwiększoną regenerację zdrowia.
Działko Rozwojowe H-28G – Pokemon Kubańczyk rozstawia działko szybkostrzelne, które dodatkowo strzela przebijającymi promieniami. (Zadają one połowę obrażeń wieżom).
Minirakiety Hextech – Pokemon Kubańczyk wystrzeliwuje rakiety dalekiego zasięgu, które uderzają w miejsce wskazane przez kursor.
Granat Burzy Elektronowej CH-2 – Pokemon Kubańczyk rzuca granat we wskazane miejsce, zadaje obrażenia, ogłuszając bezpośrednio trafionych i spowalniając pobliskie jednostki.

   Midorima odchrząknął i wyprostował się dumnie.
   - Jestem Wielbionym Wynalazcą czyli Pokemonem Kubańczykiem – oświadczył, na co pawie wszyscy, nie wliczając oczywiście Akashiego, wybuchli głośnym śmiechem.
   - Zamknijcie się wszyscy! – burknął nadąsany Akashi. – Teraz Momoi.
   - Nie – odezwał się cicho Kuroko, który siedział pomiędzy Midorimą i Momoi.
   - Kurokocchi! – wykrzyknął Kise zdziwiony jego obecnością.
   - Jeszcze ja – dodał i rozłożył kartkę.

Kunegunda
Oko Zmierzchu
Umiejętności:
Uderzenie Ki - Co 8 sekund ataki Kunegundy zadają dodatkowe obrażenia.
Migbłystalne Ostrze - Zadaje obrażenia wybranej jednostce, a atakujący cel sprzymierzeńcy są uzdrawiani.
Finta – Kunegunda tworzy tarczę, która przez kilka sekund pochłania obrażenia.
Bieg przez Cienie – Kunegunda pędzi w wybrane miejsce, prowokując napotkanych wrogich bohaterów i zadając im niewielkie obrażenia.

   - Jestem Kunegundą – powiedział Kuroko. – Okiem Zmierzchu.
   - Dobrze – powiedział Akashi. – A teraz Momoi – oznajmił będąc już pewnym, że nikogo nie pominął.
   Momoi odgarnęła kosmyk różowych włosów za ucho i uważniej przyjrzała się swojej postaci.

Hektor Chojnie Obdarzony
Klejnot Rycerstwa
Umiejętności:
Kolekcjoner Klejnotów - Po użyciu umiejętności następny podstawowy atak Hektora Chojnie Obdarzonego zada dodatkowe obrażenia magiczne, zależne od jego pancerza, a czas odnowienia umiejętności ulegnie skróceniu.
Przepełnienie – Hektor Chojnie Obdarzony wyzwala energię ziemi, lecząc cel i siebie samego. Uleczenie jest skuteczniejsze, jeśli Hektor Chojnie Obdarzony leczy tylko siebie.
Roztrzaskanie - Aura chroniąca Hektora Chojnie Obdarzonego zwiększa pancerz jego oraz sojuszniczych bohaterów znajdujących się w pobliżu. Bohater może rozsadzić otaczające go magiczne głazy, aby zranić okolicznych wrogów i osłabić ich pancerz. W takim przypadku na pewien czas zmniejsza się premia do pancerza samego Hektora Chojnie Obdarzonego.
Rozbłysk – Hektor Chojnie Obdarzony wypuszcza lśniącą kulę światła ze swojej tarczy, ogłusza cel i zadaje obrażenia zależne od odległości, jaka ich dzieli.

   - Jestem… - otworzyła szerzej oczy – Hektorem Chojnie Obdarzonym… - spojrzała na Akashiego zabójczym spojrzeniem. – Ty zboczeńcu! Fuu! To obrzydliwe! – krzyczała po czym rzuciła w niego najbliższym i w miarę ciężkim przedmiotem, który znalazła. W tym wypadku był to szczęśliwy przedmiot Midorimy, a konkretnie metalowy samochodzik.
   Midorima wydał z siebie cichy jęk gdy Momoi cisnęła jego szczęśliwym przedmiotem przez stół. Akashi niestety zdołał się schylić przed lecący w jego stronę przedmiotem.
   - Przepraszam – powiedział z szerokim uśmiechem. – Ta postać była zarezerwowana dla Aomine…
   Spojrzał na chłopaka i niemal natychmiast przybili piątkę.
   - Zboczeńcy! – wykrzyknęła oburzona Momoi krzyżując ręce na piersi.
   Akashi odchrząknął i spojrzał na Riko.
   - Twoja kolej.
   Riko zerknęła na swoją postać.

Czupakabra
Skrzydła Demacii
Umiejętności:
Gonitwa - Valor na jakiś czas oznacza przeciwników jako Wrażliwych. Pierwszy podstawowy atak Czupakabry wykonany przeciwko Wrażliwemu celowi zada dodatkowe obrażenia fizyczne.
Oślepiający Nalot – Czupakabra wzywa Valora, aby oślepił i uszkodził cele na tym obszarze.
Wyostrzone zmysły - Biernie zapewnia Czupakabrze premię do prędkości ataku i ruchu, gdy bohaterka zaatakuje Wrażliwy cel. Prędkość ataku Valora jest stale zwiększona. Aktywuj, aby Valor ujawnił znaczny obszar (nie licząc ukrytych jednostek).
Doskok – Czupakabra doskakuje do przeciwnika, spowalniając go i zadając obrażenia fizyczne. Następnie odbija się od celu, przerywając mu i ląduje w odległości, równej jej maksymalnemu zasięgowi ataku. Valor natychmiast zaznaczy tego wroga jako Wrażliwego.

   Riko stanęła na krześle, co z pewnością wszystkich zdziwiło.
   - Wy nie potraficie się przedstawiać! – oświadczyła po czym zaczęła się demonicznie śmiać. – Jestem Czupakabrą! – krzyknęła wciąż się śmiejąc. – Skrzydłami Demacii!!!
   Akashi spojrzał na nią jak na idiotkę. Trzeba było to przerwać. Jak najszybciej.
   - Strzała o włos mija głowę Czupakabry omal jej nie zabijając – powiedział Akashi, który już wczuł się w swoją rolę. – Atakuje was spora banda gobelinów! Aomine, co robisz?
   Aomine nieco zdziwiony obrzucił Akashego spojrzeniem po czym przejechał wzrokiem po wszystkich twarzach. Każda z nich, oprócz Kuroko, wyrażała przerażenie. Jakby naprawdę zostali zaatakowani, a ich jedyną nadzieją był Aomine. Niestety marną nadzieją…
   - Uciekam panicznie krzycząc? – było to bardziej pytanie niż stwierdzenie.
   - Gobeliny nie odpuszczają i wciąż na was nacierają. Kise, co robisz?
   - Rzucam nożem w gobeliny – oświadczył dumnie.
   - Trafiasz dwa za jednym razem, a reszta ucieka. Zostaliście uratowani przez blondyna. Możecie iść dalej.
   - BUM! – wykrzyknął Kise wstając i przez chwilę tańcząc zwycięski taniec robota. – czy mnie coś przerasta?!
   - Seks – rzucił sucho Aomine i rozleniwionym wzrokiem spojrzał na blondyna.
   Kise otworzył usta ze zdziwienia jakby zamierzał coś powiedzieć, ale jedynie milczał wpatrzony w chłopaka. Jak mógł wygadywać takie rzeczy?! I to publicznie… W końcu usiadł, ale wciąż był w szoku.
   - Idziecie dalej. Powoli zapada zmrok, a wy natrafiacie na las. Murasakibara, co robisz?
   Chłopak przełknął chipsa po czym zerknął na swoją postać jakby to miało mu w czymkolwiek pomóc.
   - Wchodzę do lasu – odpowiedział jakby to było oczywiste i zabrał się za kolejnego chipsa.
   - Boisz się ciemności, więc to nie wchodzi w grę. Jesteście zwartą grupą dlatego nikt nie może się odłączyć. Robi się coraz ciemniej i zimniej, musicie jak najszybciej pokonać las. Midorima, co robisz?
   Zielonowłosy zamyślił się przez chwilę po czym zerknął na Murasakibare, jak na idiotę – co nie do końca mijało się z prawdą. Dlaczego ten dureń musiał się bać ciemności?! Zerknął na umiejętności swojej postaci. Jakby miały mu w czymkolwiek pomóc… Idiotyczne.
   - Wyjmuję z kieszeni latarkę i wszyscy przechodzimy przez las.
   - Nie masz latarki. Zapada noc, a Murasakibara zaczyna płakać. Kuroko, co robisz?
   Przygląda się uważnie umiejętnościom swojej postaci i po chwili stwierdza, że są one całkowicie zbędne.
   - Staram się obejść las.
   - Las nie ma końca. A wy znów wracacie do punktu wyjścia. Muasakibara płacze coraz głośniej. Hektorze Hojnie Obdarzony, co robisz?
   Momoi zmroziła Akashiego wzrokiem.
   - Najpierw wpycham Murasakibarze smoczek. Potem używam mojej umiejętności: Rozbłysk i dzięki niej wszyscy przechodzimy przez las, a Murasakibara już nie płacze. Na koniec staram się zabić mistrza gry.
   - Brawo! Wszyscy cali i zdrowi przeszliście przez las. A mistrza gry nie da się zabić. Jednak wciąż jest ciemno, a wy potrzebujecie noclegu. Riko, co robisz?
   - Staram się znaleźć jakieś miejsce na nocleg.
   - Trafiacie na karczmę Niebieska Syrenka i tam spędzacie noc podczas której Murasakibara był w łóżku niemal każdego. A najdłużej przebywał w łóżku Momoi gdyż ona ma najtwardszy sen…
   - Akashi!!! – wrzasnęła Momoi na chłopaka. – Jesteś prawdziwym zboczeńcem!
   - Bo oczywiście każdy wie, że Murasakibara nie licząc ciemności najbardziej boi się burzy, która rozpętała się tamtej nocy. Jednak to Aomine przyjął go najcieplej. Kto by pomyślał, że od kobiecych piersi woli półmetrowe penisy.
   - Akashi!!! – wrzasnął Aomine. – Naprawdę jesteś zboczeńcem!!!
   Akashi oczywiście nic nie odpowiedział bo wiele bardziej interesowało go w tej chwil bycie mistrzem gry niż bezsensowne kłótnie. Unikał oburzonych spojrzeń Momoi i Aomine, gdy tym czasem Murasakibara uśmiechał się chytrze oblizując wargi.
   - Dzień szybko nastał, a wy udaliście się w ponowną drogę, gdy…
   Nie zdołał dokończyć zdania bo do pomieszczenia z hukiem wpadł Kagami. Łypnął groźnie na Akasiego.
   - Gra? – spytał rozczarowany. – Beze mnie? – spojrzał na stół. – I to przy okrągłym stole? – otworzył szerzej oczy. – Wstydzilibyście się!
   Kagami wziął jedno z krzeseł stojących z boku i przystawił je do stołu, usiadł pomiędzy Kise, a Murasakibarą i rozsiadł się wygodnie.
   - Nie możesz grać – powiedział Akashi i zmierzył go zabójczym spojrzeniem. – Nie masz postaci.
   - Nie potrzebuje postaci – westchnął wykładając nogi na stół.
   - Owszem potrzebujesz. – Naciskał. – Bez postaci nie możesz grać.
   - Ojejku… - jęknął. – To mi jakąś wymyśl.
   Akashi zamyślił się przez chwilę po czym znów zaczął mówić głosem mistrza gry, który sprawiał, że Kuroko miał ciarki na całym ciele.
   - Dzień szybko nastał, a wy udaliście się w ponowną drogę gdy zobaczyliście nagiego sześćdziesięcioletniego mężczyznę o imieniu Kagami, który zaraz zamarznie. Co robicie?
   - Sześćdziesięcioletniego? – oburzył się Kagami.
   Akashi posłał mu spojrzenie w stylu „sam tego chciałeś”.
   - Czekam aż zamarznie – odpowiedział natychmiast Aomine.
   - Aomine! – wykrzyknął Kagami. – To nie fair! Dopiero zacząłem grać!
   - Otulam go kocem – powiedział Kise wyraźnie zadowolony z siebie.  Każda decyzja, która rytowała Aomine była dobrze podjętą decyzją.
   - Kise! – krzynął na niego Aomine.
   - Właśnie! – poparł go Akashi. – Kise! Będziesz smażył się za to w piekle!
   Blondyn jedynie pokazał m język i odwrócił się w stronę Kagamiego wyraźnie oburzony na tamtą dwójkę.
   - Niestety, dzięki Wujkowi Timonowi Nagi Sześćdziesięcioletni mężczyzna o imieniu Kagami przeżył. Kagami, co robisz?
   Kagami uśmiechnął się chytrze.
   - Zabieram Wujkowi Timonowi nóż, którym zabił dwa gobeliny…
   - Zdobycie tego noża zajęło mi dziesięć lat! – krzyknął oburzony Kise.
   - Ty go uratowałeś – przypomniał mu sucho Aomine.
   - …I rzucam nim w Czupakabrę!
   Wszyscy wstrzymali oddech patrząc to na Akashiego, to na Kagamiego.
   - Trafiasz prosto w serce, a Czupakabra pada martwa. Riko, musisz oddać kartę swojej postaci i nas opuścić. Teraz.
   Riko z niedowierzaniem otworzyła usta po czym wstała bez słowa. Oddała Akashiemu kartę postaci i zmroziła Kagamiego wzrokiem co oznaczało, że od dzisiaj jego trening będzie podwojony, a może nawet i potrojony… Potem po prostu wyszła...

...TO BE CONTINUED
______________________________
tak, tak postacie są z Leauge of Legends - nie jestem na tyle kreatywna by sama je wymyślić...
miłego czytania!

4/20 Kuroko ma zboczone myśli

20 faktów o Kuroko Tetsuyi 
4/20 Kuroko ma zboczone myśli

Opowiadanie
Pairing: Kagami x Kuroko

   Siedziałem sam w domu podczas gdy Kuroko zdecydował wybrać się na spacer z Numerem Dwa. Sam nie miałem najmniejszej ochoty na dziecinne zabawy z rozbrykanym szczeniakiem. szczerze mówiąc nawet go nie lubiłem...
   Zerknąłem na zegarek, nie było ich już od ponad godziny. Sięgnąłem po telefon i wykręciłem numer Kuroko, ten odebrał po zaledwie dwóch sygnałach:
   - Tak, Kagami-kun? - spytał zdyszany.
   - No hej, skarbie - powiedziałem nalewając sobie soku pomarańczowego. - Jak wam mija spacer?
   - Świetnie - odpowiedział rozpromieniony. - Gdy tylko wrócimy mam dla ciebie bojowe zadanie! - wykrzyknął hardo i radośnie, a ja jedynie przewróciłem oczami.
   - Jakie? - spytałem bez entuzjazmu.
   - Wykąpiesz Numer Dwa - byłem wręcz pewien, że uśmiecha się teraz łobuzersko. - Strasznie się pobrudził biedaczek.
   - Jasne - westchnąłem i rozsiadłem się na kanapie. Korzystając z tego, że nie ma Kuroko położyłem nogi na ławie i uśmiechnąłem się sam do siebie. - Dochodzisz już? - spytałem upijając łyk soku.
   Testsu milczał przez dłuższą chwilę po czym zaśmiał się krótko.
   - Wybacz, Kagami-kun, ale nie wiem co odpowiedzieć na tak osobiste pytanie - powiedział wyniośle co chwila dusząc się śmiechem.
   - A idź do diabła - warknąłem i się rozłączyłem.
   Położyłem się wygodnie na kanapie i włączyłem telewizor. Nie wiadomo dlaczego, ale zacząłem oglądać jakąś operę mydlaną, która niesamowicie przypominała mi moje życie. No cóż, czasem wszystko może wyglądać jak w kiepskim romansidle.
   Po kilku minutach wrócił Kuroko z Numerem Dwa. Pies od razu popędził do naszej sypialni by zająć miejsce na łóżku obok Kuroko przede mną. Każdej nocy, dosłownie każdej miałem go ochotę za to udusić. Zerknąłem leniwie za siebie, Tetsu ściągał buty. Usiadłem leniwie na kanapie, a potem wstałem i z rękami w kieszeni do niego poszedłem.
   Spojrzał na mnie chytrze.
   - A wiec doszedłem - oznajmił uradowany. - Specjalnie dla ciebie, Kagami-kun.
   Potem wtulił się we mnie i stając na palcach delikatnie pocałował w policzek.
   - Ty mały zboczeńcu - zamruczałem mu prosto do ucha i przytuliłem jeszcze mocniej.