sobota, 26 kwietnia 2014

Schody

Oneshot
Pairing: Aomine x Kise

  - Spadłeś ze schodów Aominecchi? - westchnął Kise.
  Stał nad jednym z najlepszych zawodników Pokolenia Cudów. Chyba niemożliwe było, żeby właśnie on po prostu się potknął i spadł ze schodów... Jego zwinność zawsze wykraczała poza skalę, podobnie jak szybkość. Kise wcale by się nie zdziwił gdyby został zepchnięty, kapitan drużyny zapewne marzył o tym od wieków.

  - Obudził się!
  - Słyszycie?! - krzyknął brązowowłosy chłopak w prostokątnych okularach  patrząc na mężczyznę i dziewczynę rozmawiających przyciszonym głosem przy drzwiach. Aomine się im przyglądał i nie potrafił pozbyć się dziwnego uczucia, które podpowiadało mu, że powinien ich znać...
  - Otworzył oczy! - dodał niższy brunet.
  - Nareszcie! - poparł ich wściekły blondyn.
  - Jak się czujesz?
  - Aomine, żyjesz?
  - Powiedz coś!
  - Kim wy jesteście? - spytał Aomine uważnie przyglądając się szóstce osób pochylonych nad jego łóżkiem.
  Każdy z nich wyglądał co najmniej dziwnie. A razem przypominali najidiotyczniejszą paczkę przyjaciół jaką kiedykolwiek widział. A gdy tylko ich zobaczył stwierdził, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
  - Co ty odwalasz?! - wydarł się na niego blondyn. - Jestem Kosuke Wakamatsu! Kapitan drużyny koszykówki w której grasz! - chwycił Aomine za przód koszuli i potrząsnął nim mocno. - Kapitan drużyny koszykówki Akademi Too! Przypomniałeś sobie, idioto?!
  - Nie - odpowiedział Aomine całkiem szczerze i spokojnie.
  - CO?! - Wakamatsu już się zamierzył by uderzyć Aomine w twarz, ale sam dostał od trenera i wylądował z hukiem na ścianie.
  - Jestem Katsounori Harasawa, trener drużyny w której grasz i jesteś w tym nadzwyczaj dobry. Spadłeś ze schodów i najwyraźniej... - wyprostował się oddychając ciężko. - Niech ktoś zawoła lekarza... Aomine stracił pamięć.

  Kise musiał przyznać, że szpitalne korytarze wywoływały u niego gęsią skórkę. Słabe oświetlenie wcale nie dodawały otuchy chorym, a tym bardziej ich bliskim, którzy przechodząc obok otwartych sal z których wydobywały się krzyki mieli ochotę zawrócić. I z pewnością by to zrobił gdyby nie Momoi.
  - Kichan! - wykrzyknęła podbiegając do niego. - Myślałam, że nie przyjdziesz! To ty go znalazłeś... Gdyby nie to, och, nie wiem co by się z nim stało.
  - Znalazłby go ktoś inny - stwierdził Kise wsuwając ręce do kieszeni. - Mam nadzieję, że czuje się już lepiej, dzisiaj mam mecz towarzyski i wolałbym się na niego spóźnić...
  - Kichan!!! - wrzasnęła na niego Momoi. Kilka pielęgniarek spojrzało na nią ze zdziwieniem, gotowe wyprosić ją z oddziału, ale widząc jak wymierza policzka blondynowi wróciły do swoich spraw.
  - Momoi! - krzyknął Kise leżąc na podłodze i rozcierając policzek. - Zwariowałaś?!
  Momoi skrzyżowała ręce na piersi i unosiła głowę do góry.
  - Ktoś musiał to zrobić! Wydaje mi się, że powinieneś się przewietrzyć!
  - Tak, w tej kwestii zgadzamy się oboje - Kise odwrócił się na pięcie i skierował w kierunku drzwi, ale Momoi go zatrzymała:
  - Czekaj! Aomine się obudził, tyle że nas nie pamięta, był tu lekarz i mówił... - westchnęła. - Sądzę, że powinieneś z nim porozmawiać.
  - Z lekarzem? - zdziwił się Ryota zatrzymując się kilka metrów od różowowłosej.
  - Nie! Z Aomine! Teraz jest u niego trener i Wakamatsu-kun... Poproszę ich, żeby wyszli.
  - Dobrze - zgodził się w końcu Kise. Opuścił ze znużenia głowę i zaczął rozmasowywać skronie. Nie widział sensu w prowadzeniu kłótni z Momoi. W końcu i tak dopięłaby swego. W końcu spędzała tak wiele czasu z Aominecchim.

  Kise wszedł do sali, w której leżał Aomine mijając w drzwiach nad wyraz wściekłego Wakamatsu. Blondyn nie zdołał się powstrzymać by nie szepnąć mu do ucha:
  - A więc to nie ty zepchnąłeś go ze schodów.
  Zaraz potem zachichotał. Oczywiście by dostał gdyby nie trener, który w ostatniej chwili zatrzasną drzwi sali, sprawiając, że ucierpiała jedynie ręka kapitana. Kise jeszcze przez chwile chichotał wsłuchując się w krzyki Wakamatsu. Musiał przyznać, ze koleś mógłby śpiewać operowo...
  Odwrócił się w stronę łóżka na którym siedział Aominecchi. Opierał się o poduszkę i patrzył na Kise najwyraźniej nie mając pojęcia kim jest stojący przed nim model. Chłopak jedynie przeczesał niestarannie włosy i spojrzał na Aominecchiego uśmiechając się niemal niewidocznie. Opadające blond włosy zakryły jego oczy, które wręcz śmiały się w głos.
  - Witaj, Aominecchi - powiedział w końcu i powolnym krokiem podszedł do łózka chorego.
  - Nazywam się Aomine - poprawił go ciemnoskóry chociaż wydawało się, że w jego głosie nie ma ani grama przekonania.
  - Nigdy się nie spodziewałem, że zobaczymy się w takich okolicznościach - kontynuował Kise ignorując Aomine. Chłopak podłożył sobie ręce pod głowę i patrzył ze znudzeniem na blondyna krążącego po sali. - Zawsze myślałem, że jesteś jednym z tych, którym nie zdarza się spadać ze schodów.. - znów się zaśmiał.
  - Ty jesteś Tetsu? - spytał nagle Aomine przeciągając się na łóżku niczym kot.
  Kise wytrzeszczył na niego oczy. Dlaczego pamiętał akurat Kuroko? 6 Zawodnika Widmo...
  - Nie - powiedział starając się by jego głos przestał drżeć. W efekcie mówił jak małe dziecko. - Nazywam się Kise. Kise Ryota. - Pięknie, a teraz brzmiał jak Bond. James Bond. - W gimnazjum graliśmy w jednej drużynie... Jako Pokolenie Cudów...
  - A więc przyprowadź Tetsu - nakazał mu Aomine przewracając się na drugi bok najwyraźniej zamierzając uciąć sobie krótką drzemkę.
  Kise jeszcze przez chwilę stał bez ruchu. Jego oddech był nierównomierny. Czasem dyszał ciężko niczym po długim meczu koszykówki, a czasem całkowicie zapominał o oddychaniu i krztusił się przez chwilę. Patrzył na odwróconego do niego plecami Aomine. Wciąż nie mógł uwierzyć dlaczego pamiętał akurat o Kuroko.  Zazwyczaj wszyscy o nim zapominali, wystarczyło by milczał dwie minuty.
  Blondyn pokręcił ze zrezygnowaniem głową niszcząc swoją fryzurę. Chwiejnym krokiem podszedł do drzwi, a gdy położył rękę na klamce odwrócił się i po raz ostatni spojrzał na leżącego w spokoju Aomine.Wziął głęboki oddech i wyszedł na korytarz. Teraz niemal pusty. Czyżby pielęgniarki zajęły się głośnymi kolegami Aomine? Na krześle przy ścianie siedziała Momoi, która widząc Kise natychmiast do niego podbiegła.
  - Gdzie... - zaczął kise, ale różowowłosa natychmiast mu przerwała.
  - Lekarz wyrzucił ich z oddziału bo podobno zakłócali spokój pacjentów, więc poszli coś zjeść - wyjrzała przez ramię blondyna i spojrzała na Aomine leżącego na łóżku. - Co z nim?
  - Wspominałaś przy nim o Tetsu? - spytał Kise wpatrując się w podłoge.
  - Nie - szepnęła cicho Momoi, która wydawała się naprawdę zdziwiona.
  - A wiec powinnaś do niego zadzwonić. Aomine chce się z nim widzieć.

  - Tetsu?
  - Momoi? Coś się stało?
  - Nie... Tak... Aomine jest w szpitalu. Spadł ze schodów i stracił pamięć. Ale wszystko jest dobrze. Tyle, że... Chcę się z tobą widzieć.
  - Ze mną?
  - Prosił Kise, żeby cię sprowadził...

  Kuroko dość szybko znalazł się w szpitalu. Bez wiedzy Momoi i Kise siedzących na korytarzu wszedł do sali Aomine. Ta dwójka była pogrążona w tak owocnej rozmowie, że niebieskowłosy nie miał odwagi by im przerwać. Zamykając drzwi sali najwyraźniej obudził Aomine, który obrócił się w stronę drzwi omal nie spadając z łóżka. Na widok Kuroko wyprostował się nagle.
  - Proszę, powiedz mi, że ty nie jesteś Testu - jęknął cicho.
  - Chyba miałeś inne wyobrażenie o mnie Aomine-kun, prawda? - spytał Kuroko podchodząc do łóżka.
  - Jak takie chuchro może grać w koszykówkę? A do tego być członkiem Pokolenia Cudów...
  - Słucham? - spytał cicho Kuroko. - Nie wiem kto ci to wmówił Aomine-kun, ale na pewno się mylił...
  - Nikt mi tego nie wmówił - zaprzeczył Aomine. - Z całego mojego życia pamiętam tylko ciebie, Tetsu. Nasze mecze, twoje podania. Sądziłem jednak, że moja pamięć jest zawodna, a ty jesteś wyższy... silniejszy... Och, nieważne. Mam do ciebie pytanie, Tetsu.
  - Tak?
  - Ja i Kise... - westchnął. - Czy my kiedykolwiek byliśmy parą?
  Kuroko naprawdę starał się nie wytrzeszczyć ze zdziwienia oczu, ale nie potrafił się powstrzymać. Chyba jednak kontuzja Aomine była poważniejsza niż się mu zdawało. Choć wydawał się być całkowicie rozbudzonym i trzeźwo myślącym, to jednak takiego nie wyglądał.
  - Ja... nie wiem - powiedział szczerze. - Nigdy nie widziałem, żebyście byli kimś więcej niż kolegami z drużyny...
  - Musze stąd wyjść - stwierdził Aomine wstając. - Nic mi nie jest a chcę z nim zagrać jedne na jeden.

  - Dałeś łapówkę lekarzowi, że cie wypuścił? - spytał Kise patrząc na Aomine, który powrócił z piłką.
  - Coś w ten deseń.
  Aomine uśmiechnął się szeroko i niby na rozgrzewkę rzucił piłką do kosza, a ta natychmiast trafiła. Potem wrzucił nią jeszcze raz, aż w końcu Kise stwierdził, że chłopak zaczyna się popisywać. Westchnął zirytowany i wymierzył Aomine mocnego kuksańca w bok, któremu wypadła piłka.
  - Wybacz Aomiecchi, ale znam twoje umiejętności - powiedział przejmując piłkę. - Zaczniemy wreszcie grać? Bo chyba po to uciekłeś ze szpitala.
  - Nie uciekłem. - Warknął podchodząc do Kise stojącego na środku boiska. - Kto pierwszy zdobędzie 10 punktów wygrywa. - Uśmiechnął się niczym szalony naukowiec, który wymyślił niezawodny wynalazek. - Jeśli przegrasz, musisz mnie pocałować.
  Kise przez chwilę przyglądał mu się podejrzliwie po czym wziął głeboki oddech i przytakną:
  - Dobrze. A jeśli ty przegrasz?
  - Będę musiał cię pocałować.
  - Sprawiedliwie...
  - Jedynym, który może mnie pokonać jestem ja sam, a więc powodzenia Kise.
  - Chyba zaczyna ci wracać pamięć - powiedział zadowolony Kise uśmiechając się pod nosem. - W takim razie to będzie wyrównana gra, powodzenia Aominecchi.
  I Tak rozpoczęła się gra.






  - Remis - stwierdził zdyszany Aomine.
  - Trwało to dłużej niż przypuszczałem - powiedział uśmiechnięty Kise. - A skoro obaj przegraliśmy... To znaczy, że musimy się pocałować dwa razy?
  - Wystarczy jeden odwzajemniony pocałunek.
  Aomine wypuścił piłkę gdy podszedł do Kise i obejmując go w pasie przyciągnął bliżej do siebie. Ich słone usta się zetknęły w pocałunku. Choć Aomine mógł przysiąc że usta Kise smakują jak czekoladowa szminka, ale zignorował ten wyjątkowy posmak, bo po chwili padający deszcz sprawił, że ich usta stały się całkowicie słone. A całowanie z solą wcale nie było przyjemne, tak więc obaj znaleźli się w domu Aomine wciąż się całując. Można ich było porównać do wygłodniałych lwów rzucających się na kawałek mięsa, czyli na siebie nawzajem.
  I chyba nie muszę mówić, co wydarzyło się później...

piątek, 25 kwietnia 2014

Rozdział 1

 LUNAPARK

 Pairing: Kuroko x Kagami


  - Do diabła z tobą Kagami - powiedział Kuroko słabym głosem. Czerwono włosy, stał w kolejce do Toi Toia i już od dobrych dwóch minut mówił o strumykach, źródłach i nieprzewidzianych wypadkach z wodą, która lądowała na spodniach ludzi, których Kuroko nie znał, a jednak współczuł mu znajomości z Kagamim. Zapewne nie jest przyjemnie mieć za przyjaciela kogoś kto w tak dramatycznej sytuacji, jak stanie w trzynastometrowej kolejce do Toi Toia w Lunaparku, udawał wodospad.
  - Chcesz powiedzieć, że nie popierasz wycieczki nad Morze Czarne? - spytał podejrzliwie Kagami.
  Kolejka w której czekali zdaje się, że czekali już od nieskończoności z niesamowitą szybkością się skurczyła i teraz Kuroko i Toi Toia dzieliła jedynie jedna osoba. Dość niezadowolona osoba, z powodu Kagamiego, który najwidoczniej irytował wszystkich czekających.
  - Kagami-kun, naprawdę sądzisz, że kolejka do Toi Toia jest odpowiednim miejscem na tego typu rozmowy?
  - Nie - mruknął czerwonowłosy. - Najgorszym miejscem byłby sam Toi Toi... W pewnym sensie przypomina publiczną męską toaletę, ale jest znacznie gorszy. To co tam zobaczysz może być dla ciebie traumą. Jeszcze mi podziękujesz, bo jestem przekonany, że rozmowa o przejrzystych wodach Morza Czarnego będzie ci naprawdę pomocna.
  - Jeśli liczysz na to, że ci podziękuję to chyba nie powinieneś się łudzić. - Beznamiętny ton niebieskowłosego przeszywał niczym sztylet.
  - Uważam, że postąpilibyśmy rozsądniej gdybym wszedł z tobą...
  Nie zdążył dokończyć, bo mężczyzna opuścił Toi Toi i nadeszła kolej Kuroko, ten niezauważenie wślizgnął się do środka. Kagami usunął się na bok, nie zamierzał taranować drogi i narażać się jeszcze bardziej i tak już wściekłym ludziom. Zanim zdążył zareagować pulchna kobieta zbliżyła się do Toi Toia i nieświadoma jego zawartości otworzyła drzwiczki. Na widok Kuroko odskoczyła z piskiem, lądując na nodze niewinnego mężczyzny, który udając silnego jedynie się skrzywił. Choć Kagami był pewien, że powstrzymuje krzyk.
  Kuroko odwrócił się powoli, a podtrzymywane przez niego spodnie powędrowały w dół gdy uniósł rękę do twarzy. Spodnie spoczywające teraz na kostkach chłopaka odsłoniły jego smukłe uda i bokserki z wzorem z mikołajami. A jednak twarz Kuroko pozostała jak zawsze blada i niewzruszona. Kagamiego zapewne ucieszyłaby taka niespodzianka, ale dla kobiety było tego za wiele bo zrobiła się zielona na twarzy. I po raz kolejny ucierpiał stojący za nią mężczyzna gdy jej niesamowicie obfita kolacja wylądowała na jego butach.
  Tym razem niezadowolenie na jego twarzy wręcz krzyczało, a jednak wciąż milczał. Kobieta ściskając w dłoniach swoją torebkę spojrzała na Kuroko, który wciąż nie podciągnął spodni.
  - Kiedy tu wszedłeś?! - krzyknęła piskliwym głosikiem.
  - Byłem tu przez cały czas - powiedział Kuroko.
  - Podciągnij spodnie! - krzyknęła jeszcze głośniej i odwróciła wzrok.
  Kuroko spojrzał w dół po czym powoli, naprawdę powoli, co Kagami mógł by uznać za naigrywanie się z pulchnej kobiety, gdyby nie znał Kuroko, zaczął sięgać po spodnie.
  - O Boże! - wrzasnęła kobieta na całe gardło i złapała się za pierś. - Chyba mam zawał! Moje biedne serce! Takie widoki to nie na mój wiek! Nie na mój wiek! - dotknęła swojego czoła z przerażeniem i pisnęła jeszcze głośniej (o ile to było możliwe). - Mam gorączkę! Muszę do szpitala! Niech ktoś mnie zawiezie do szpitala! - złapała za rękaw tego samego mężczyznę, któremu wcześniej zwymiotowała na buty. - Pan! Niech pan zawiezie mnie do szpitala! - mężczyzna próbował coś powiedzieć, ale pulchna kobieta nie dawała nikomu dojść do słowa. - Nie, nie! Nie do szpitala! Muszę do łazienki!
  Spojrzała pytającym wzrokiem na Kuroko, który wciąż stał bez ruchu. Wykonał leniwy krok przed siebie.
  - Skończyłem - oznajmił.
  Po tych słowach kobieta wypchnęła go z Toi Toia i sama się do niego wpakowała. Zadziwiające było to, że w ogóle się w nim zmieściła. Kuroko przestał obserwować trzęsące się gigantyczne pudełko i przeniósł wzrok na chichoczącego Kagamiego.
  - Mikołaje? - spytał dusząc się śmiechem. - A nie zajączek Wielkanocny? - po własnym debilnym żarcie wybuchł jeszcze głośniejszym śmiechem.
  - Jeśli jeszcze raz zaproponujesz mi wyjście do Lunaparku upewnij się, że jestem trzeźwy, a potem przypomnij mi o Toi Toiu.
  Kagami śmiejąc się w głos szedł przez Lunapark.  Dookoła rozbrzmiewały krzyki dzieci, a Kuroko zastanawiał się co on tu robi. Ale natychmiast przestał gdy tylko zobaczył budkę z watą cukrową.
- Patrz! - wykrzyknął wskazując na watę i łapiąc Kagamiego za rękę. - Wata cukrowa! - spojrzał od dołu na przyjaciela, a jego źrenice się rozszerzyły. - Kupisz mi? - Zapytał wpatrując się uważnie w Kagamiego. Kto by pomyślał, że jedną z niewielu rzeczy, które wywoływały u Kuroko jakiekolwiek emocje była wata cukrowa. Wyglądał jak mały chłopiec gdy wciąż powtarzał 'proszę' a jego oczy z każdą chwilą wydawały się być coraz większe i smutniejsze.
  - Dobrze - powiedział wyrywając rękę z wręcz miażdżącego uścisku. - Kupię ci watę cukrową...
  - Tak! - wykrzyknął Kuroko podbiegając do budki. Odwrócił się szukając wzrokiem Kagamiego, który nawet nie ruszył się z miejsca. - No chodź! - powtórzył zirytowany.
  Kagami kręcąc głową powoli zbliżył się do niebieskowłosego. Ostatnim razem gdy widział tak wyraźne ukazywane przez niego emocje Kuroko znalazł Numer 2. Chociaż i tak wtedy jego zachowanie wydawało się stonowane. Stojąc przy kobiecie wsypującej cukier do dziwnej maszyny podskakiwał nerwowo. Nawet w stosunku do niej był niski i dużo mniej umięśniony. Jedyna ciekawa rzecz jaką dostrzegł w nim Kagami to słaby zarys bicepsów.
   Pokręcił ze zrezygnowaniem głową śmiejąc się przy tym cicho. Podszedł do kobiety, która wciąż wsypując cukier do maszyny. Dopiero będąc tuż obok niej zorientował się, że obserwowała ich spod pomarańczowych włosów opadających jej na oczy i uśmiechała się niezrozumiale.
   - Poproszę watę cukrową - powiedział Kagami sięgając do tylnej kieszeni po pieniądze, gdy tylko zapłacił uznał, że największą nagrodą było obserwowanie Kuroko, który z rosnącym napięciem oglądał patyk na którym z każdą chwilą pojawiało się coraz więcej białego puszku.
   Kagami z całych sił starał się powstrzymać wybuch śmiechu, a jednak mu się to nie udało. Gdy tylko Kuroko dostał watę cukrową przejął ją niesamowicie delikatnie jakby była jakimś naprawdę ważnym przedmiotem. Ostrożnie skubnął kawałek i zamruczał głośno niczym szczególnie zadowolony kot. Kagami jedynie ze zrezygnowaniem pokręcił głową i zaczął iść przed siebie, Kuroko zafascynowany watą zrobił to samo.
   Kagami odwrócił się w stronę chłopaka, ale nie zdołał wypowiedzieć żadnego słowa bo jedyne co zobaczył to wata cukrowa lecąca prosto na jego twarz. Po chwili leżał już na ziemi przygnieciony przez Kuroko i z watą cukrową przyklejoną do twarzy. Podniósł się ze wściekłością zrzucając z siebie Kuroko, który zadziwiająco szybko odzyskał równowagę. Odkleił watę od twarzy i rzucił ją na ziemię.
   - Ty gnojku! - wrzasną Kagami łapiąc Kuroko za przód koszuli i unosząc lekko. Lekko dla Kagamiego, ale Kuroko wisiał minimum dwadzieścia centymetrów nad ziemią. A mimo to wciąż był spokojny.
   - Przepraszam - powiedział. - Straciłem równowagę.
   Po tych słowach Kagami zrobił coś czego chyba nikt by się nie spodziewał - roześmiał się. Tak, roześmiał się. A potem wciąż rozbawiony postawił Kuroko na ziemi.
   - Jesteś pewien, że byłeś 6 zawodnikiem Widmo grającym z Pokoleniem Cudów? - spytał.
   Kuroko spojrzał na niego chyba nie do końca rozumiejąc jego pytania.
   - Tak - odpowiedział spokojnie. - Sam dobrze to wiesz. Potwierdzili to nie tylko Aomine, ale Kise jak i Midorima...
   - Żartowałem - przerwał mu. - Co powiesz na Diabelski Młyn?
   Diabelski Młyn z całą pewnością nie był jednym z najlepszych pomysłów Kagamiego. Gdy tylko z niego zszedł wszystko wokół wirowało. Nie był pewien czy tam gdzie patrzy jest góra, czy może dół? Nigdy nie wybaczył sobie tego, że musiał wracać do domu opierając się na Kuroko...



   - Schudłeś - stwierdził Kuroko w szatni, przed porannym treningiem. Kagami wytrzeszczył na niego oczy i wciągnął na siebie koszulkę. Zastanawiał się czy może wczorajszy pobyt w Lunaparku nie wpłynął zbytnio na psychikę Kuroko, ale nie chłopak wyglądał jak zawsze.
   - Co? Ja? - zapytał zdziwiony, unosząc lekko ramiona. Spojrzał w dół, lustrując siebie wzrokiem tak, jakby miał nadzieję ujrzeć w swoim ciele wielkie dziury, które miały być pozostałością po utraconych kilogramach. Nie znalazł niczego, co by odbiegało od jego zwyczajnej normy, a nawet pokusiłby się o stwierdzenie, że przybrał trochę na wadze.
   - Dbasz o siebie? - dopytywał się Kuroko.
   - Wyglądam normalnie. - Kagami zmarszczył brwi, patrząc na niego podejrzliwie. - Spójrz na siebie, idioto. To ty się żywisz samymi jajkami.
   - Mam nadzieję, ze ty nie jesz samych jajek.
   - Słuchaj co do ciebie mówię durniu! - zdenerwował się, podchodząc do niego bliżej. - To ty znowu schudłeś, nie ja! - dźgnął go palcem w pierś.
   Może rzeczywiście Kuroko wyglądał jeszcze chudziej niż zwykle.Czerwono-biała koszulka z numerem 11, wisiała na nim jakby był za duża o kilka numerów. Wyglądał na chorego i niedożywionego, a Kagami w tej chwili odczuł przemożną chęć złapania go za ten głupi łeb i zaprowadzenia go do jakiejś knajpy, w której w końcu mógłby zjeść coś porządnego.
   - Z moją wagą jest wszystko w najlepszym porządku.
   - Akurat! - żachnął się Kagami, łapiąc go za wątłe ramię. - Twoja ręka jest tak chuda, że można na niej policzyć wszystkie kości. Jesz ty cokolwiek poza tymi jajkami? - zapytał, wbijając w niego poirytowane spojrzenie.
   - Wczoraj jadłem omlet ze szczypiorkiem.
   - Z jajek!
   - Jajka stanowią podstawowy dodatek do dań każdego japończyka. Jeśli o tym nie wiesz, z pewnością uczyłeś się o tym, Kagami-kun...
   - Nie rób ze mnie idioty, ty mały gadzie! - wrzasnął Kagami, chwytając go za poły koszulki. Kuroko nawet nie mrugnął, gdy twarz jego światła znalazła się zaledwie kilka centymetrów od jego własnej. Była tak blisko, że niemalże stykali się nosami. To zadziwiające, że nawet podczas krótkiej wymiany zdań pomiędzy tą dwójką, Kuroko był zdolny całkowicie wyprowadzić Kagamiego z równowagi.
   - Trening się już zaczął - powiedział Kuroko. - Słyszałem gwizdek. Riko i tak jest z ciebie niezadowolona, ostatnio opuściłeś sporo treningów, lepiej będzie jeżeli mnie puścisz i oboje zejdziemy na dół.


   - Gdzie jest Kuroko i Kagami? - spytał Kiyoshi rozglądając się ze zdenerwowaniem.
   - Zaraz obaj dostaną potrójny zestaw ćwiczeń, specjalnie dobranych i opracowanych przez Riko... - warknął Hyuuga, rzucając piłką do kosza. - I po kopniaku, tak żeby już nigdy więcej nie ośmielili się lekceważyć moich poleceń.
   - Jakich poleceń?
   - Obaj dostaną - powtórzył wściekle Hyuga i kolejna piłka wylądowała w koszu. - Kuroko za prowokowanie, a Kagami za danie się sprowokować.
   - Skąd wiesz, że się kłócą?
   - Gdyby się nie kłócili to przynajmniej jeden z nich by teraz tu był... - kolejny trafiony kosz.
   - Oni chyba nigdy nie przestaną... - mruknął Kiyoshi wykonując niezamierzony ruch, przechodząc obok Hyugi otarł się ręką o jego tors, na co chłopak nie zareagował za dobrze, bo wycelowana piłka trafiła w ścianę.
   - Niech robią co chcą póki wygrywają mecze i nie spóźniają się na treningi - warknął Hyuga.
   Przez chwilę milczeli. Hyuga rzucał piłkami, a Kiyoshi kręcił się bez sensu. Trening miał się zacząć za chwilę, a jedynymi zawodnikami, którzy mieli się na niego stawić był kapitan drużyny i Kiyoshi? Nawet jeżeli w Hyuge kryła się niewielka nadzieja, że ktoś jeszcze się pojawi, to zgasła ona gdy usłyszał gwizdek za plecami.
   Jedyne co go ucieszyło to to, że Riko nie przyszła sama lecz z większą połową drużyny. To chyba zawsze podnosiło na duchu. A jednak wciąż brakowało Kagamiego i Kuroko. A do tego kapitan drużyny dostrzegł także nieobecność Mitobe. Powinni trenować jeszcze ciężej, a jak na razie tylko się obijali.
   - Dzisiejszy... - zaczęła Riko, ale niemal natychmiast przerwał jej krzyk Kuroko. Szczególnie zastanawiające było to, że nikt nigdy nie słyszał, żeby Kuroko krzyczał. I tak nie stało się także tym razem, bo niebieskowłosy znajdował się tuż za nimi.
   - Puszczaj mnie ty bezmózga kupo mięśni - powiedział głośniej niż kiedykolwiek.
   Nie tylko Hyuga zaniemówił na widok Mitobe idącego z Kuroko pod pachą. Mitobe będący sporo wyższy od Kuroko, ale będący niemal tej samej wagi bez żadnego wysiłku niósł chłopaka. Nazwanie Mitobe bezmózgim mięśniakiem także nie było trafnym określeniem. Po tych słowach Hyuga spodziewał się raczej Kagamiego niosącego Kuroko... Ale czerwonowłosego także nie zabrakło. Stał oparty o ścianę i chichotał cicho.
   - Co się tu do diabła dzieje?! - wrzasnęła na nich Riko. Przejechała wzrokiem po twarzach Mitobe i Kuroko, ale stwierdziła, że od nich za wiele się nie dowie. Spojrzała na Kagamiego. - Ty!
   Chłopak przestał się śmiać i spojrzał na trenerkę. Wciąż jeszcze wydawał się rozbawiony gdy powiedział:
   - Zaproponowałem, że sam pójdę.
   Riko uderzyła się dłonią w czoło i westchnęła cicho. Dlaczego zachowanie tych bezmózgich tępaków tak bardzo ją dziwiło? Co prawda Kagami był idiotą, ale właśnie dzisiaj osiągnął szczyt debilizmu.
   - Nieważne - powiedziała. - Zacznijmy trening.



1 rozdział opowieści o Kuroko i Kagamim
Uczcijmy chwilą ciszy bokserki Kuroko ze wzorem w Mikołaje. 
Oraz pozdrówmy dzielnego pana, który wytrzymał nawet wymiociny na swoich butach. :'')